Pat Metheny nazwał go najlepszym gitarzystą, jakiego słyszał prawdopodobnie w całym swoim życiu. Taka rekomendacja otworzyła przed urodzonym we Włoszech Pasquale Grasso drzwi do wielkiej kariery tym szerzej, że nie stara się naśladować żadnego z wielkich żyjących gitarzystów, ani Pata, ani Johna Scofielda, ani Billa Frisella.
W 2015 r. wygrał konkurs im. Wesa Montgomery’ego w Nowym Jorku i tu osiadł na stałe. Grając solo w każdy poniedziałek w klubie Mezzrow, wypracował styl, który przyniósł mu uznanie i popularność. Stroniąc od eksperymentów, nawiązuje do klasycznego brzmienia.
Na swoich kolejnych płytach złożył hołd mistrzom jazzu grając kompozycje: Theloniousa Monka, Buda Powella, Charliego Parkera i Duke’a Ellingtona. Na nowej płycie sięgnął po standardy pionierów be-bopu, dokonując syntezy stylu swojego tria z kontrabasistą Arim Rolandem i perkusistą Keithem Bailem.
Album "Be-Bop" otwiera wirtuozowska interpretacja "A Night in Tunisia" Dizzy Gillespiego z serią popisowych improwizacji lidera i motywem z Kaprysu Nr 24 Paganiniego w finale.
Zawrotną szybkość muzycy osiągnęli w tytułowym temacie "Be-Bop", a zrelaksowany nastrój roztoczyli przed słuchaczami w balladzie Monka "Ruby, My Dear". W "I’m in a Mess" gościnnie zaśpiewała Samara Joy. Świetny jazz do słuchania dla przyjemności.
Marek Dusza
Masterworks/Sony Music