Czy ważniejsza w polskim jazzie jest płyta "Winobranie" Zbigniewa Namysłowskiego z 1973 r., czy wydany dwa lata później jego album "Kujaviak Goes Funky"? Z pewnością obie są znakomite, do dziś słucha się ich z zaciekawieniem i przyjemnością, a nawet z dumą, że polscy jazzmani prezentowali wtedy tak wysoki poziom, dorównując amerykańskim sławom.
W połowie lat 70. Namysłowski był niekwestionowaną gwiazdą obok Michała Urbaniaka i Urszuli Dudziak robiących karierę w USA, Adama Makowicza, który wkrótce się tam przeniósł, podobnie jak Zbigniew Seifert, ale tak jak Tomasz Stańko mieszkał nadal w Polsce często koncertując za granicą.
Nasz saksofonista trzymał rękę na pulsie nurtu jazzu i na albumie "Kujaviak Goes Funky" dał się ponieść fali fusion, stylu nazywanego wówczas jazz-rockiem. Już sam tytuł podkreśla wszechobecny, pulsujący rytm kontrabasu Pawła Jarzębskiego, choć funk kojarzył się bardziej z soulem niż z jazzem.
Fortepian elektryczny Wojciecha Karolaka przypomina grę Joe Zawinula, Chicka Corei i Herbiego Hancocka. W takim towarzystwie słuchaliśmy wtedy Namysłowskiego, który połączył atrakcyjne rytmy, wpadające w ucho melodie, porywające solówki Tomasza Szukalskiego i własne z free-jazzowymi zakrętasami i folkowymi nutami budując wciągającą dramaturgię. Fascynujący album!
Marek Dusza
Kujaviak Goes Funky