Zmiana w nazewnictwie wydaje się być kosmetyczna, tym bardziej że na pokładzie najnowszego modelu można znaleźć esencję tego co najlepsze: klasę A z prądowym sprzężeniem zwrotnym i zbalansowanym wykrywaniem sygnału, topologię wzmacniacza instrumentacyjnego, układ wielokrotnego sumowania MCS+, MOS-FETowe przekaźniki czy rozbudowane obwody zabezpieczające przed przeciążeniami i zwarciem od strony zacisków głośnikowych.
Rzut oka na charakterystykę urządzenia sugeruje jednak, że to nie jest pierwszy lepszy face lifting. Wzmacniacz przytył o blisko 2 kg, przy identycznych gabarytach. Ta wzmocniona masa mięśniowa przełożyła się na wyciśnięcie dodatkowych watów: Accuphase A48-S dysponuje mocą 50 W przy obciążeniu 8 Ω.
Czytaj również nasze testy urządzeń Accuphase
Podobnie jak u poprzednika, przy każdorazowym dwukrotnym zmniejszeniu impedancji moc ta ulega podwojeniu, sięgając potężnych 400 W dla 2-ohmowego minimum. Dodajmy do tego 6-procentowy spadek szumów oraz wzrost współczynnika tłumienia aż o 25 %, do monstrualnego poziomu wynoszącego 1000.
Za ten ostatni parametr odpowiadają przede wszystkim MOS-FETowe przekaźniki z ekstremalnie krótką ścieżką sygnałową, a także Balance Remote Sensing, czyli poborem sygnału sprzężenia bezpośrednio przy terminalach głośnikowych, w postaci symetrycznej – z bieguna dodatniego i masy.
Od strony użytkowej zmienił się w Accuphase A48-S jeden istotny szczegół: przełącznik trybu pracy wychyłowych wskaźników mocy zamiast dwóch przycisków w poprzednim modelu, zrealizowano w bardziej rozbudowanej, obrotowej formie, umożliwiającej wybór spośród trzech opcji pomiaru lub całkowite wyłączenie wskazówek.
Źródło: Nautilus