"Największym eksportowy skarb Islandii od czasów Björk" - tak o niespełna dwudziestodwuletnim Islandczyku wypowiadał się opiniotwórczy The Guardian. Niejaki Ásgeir Trausti Einarsson dzięki swojemu debiutowi "Dýrð í dauðaþögn" zdobył potrójną platynę, przez co według szacunkowych wyliczeń aż co dziesiąty mieszkaniec kraju lodu posiada w domu jego płytę.
Ásgeir nie spoczął na laurach i stworzył anglojęzyczną wersję swojej pierwszej płyty z zamiarem podbicia reszty Europy poprzez przepełnione emocjami utwory. Teksty autorstwa jego 72-letniego ojca zostały przetłumaczone dzięki pomocy Amerykańskiego wokalisty John`a Granta, który dzielnie wspierał młodego Islandczyka także podczas powstawania muzycznej warstwy albumu.
Odsłuchując płytę nieuniknione jest porównanie młodego wokalisty do Bona Ivera czy José Gonzáleza. Ásgeir w zbliżony sposób śpiewa delikatnie i lekko, a jego wysoki falset brzmi tak wzruszająco, że słuchaczowi wydaje się, że dany utwór jest skierowany bezpośrednio do niego.
Podopieczny One Little Indian tworzy muzykę z gatunku "electrofolk". Świetnym tego przykładem jest "Torrent" przykuwający uwagę nie tylko tekstem, lecz także spokojną melodią przerwaną rockowym riffem. Utwór dzięki temu nabiera właściwej dynamiki, dzięki czemu jest świetnym produktem docelowym dla muzycznych stacji radiowych lub telewizyjnych.
Kolejną z zalet "In The Silence" jest to, że z każdym kolejnym kawałkiem Asgeir zaczyna żonglować tempami. Wcześniej wspomniany "Torrent", będący dość szybką jak na Islandczyka kompozycją, poprzedza niemal triphopowy i bardzo wolny "Going Home". Na uwagę zasługuje również singiel "King and Cross", który poprzez rytm oraz świetnie synchronizowane ze sobą gitary i wokale daje nam przepełniony energią radiowy hit utrzymany w klimacie nowoczesnego electro popu.
Po kilkukrotnym przesłuchaniu "In The Silence" przestało dziwić mnie to, że Ásgeir został okrzyknięty największym objawieniem islandzkiej sceny muzycznej. Odczuwalny Skandynawski spokój zawarty na płycie, który odzwierciedla specyfikę jego kraju, stanowi jeden z największych jego plusów. Nic dziwnego, że muzyk ma plany na podbicie reszty muzycznego świata. Po takim albumie sądzę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jego głos stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych na rynku. "In The Silence" to płyta, którą należy celebrować przez każdą sekundę jej trwania.
Marcin Czostek