Nie wiem, dlaczego Frank Carter odszedł z Gallows, ale na pewno nie z przyczyn artystycznych. "Szubienice" to przecież jeden z najciekawszych punkowych przełomu pierwszej i drugiej dekady XXI wieku. Takie "Orchestra of Wolves" ocierało się wszak o wybitność!
Hardcore`owa agresja połączona z przebojowością sprawiły, że o chłopakach w Wielkiej Brytanii usłyszał świat, nie tylko ten alternatywny. Kluczem do sukcesu była synergia charyzmatycznego wokalisty Franka Cartera i koleżków piszących świetne riffy.
Po odejściu rudzielca Gallows niby nadal grają całkiem poprawnie, ale nie ma w nich tej iskry bożej, którą okazał się być gardłowy. Ale i Carter jakby spuścił z tonu. Wydany w 2013 roku pod marką Pure Love album "Anthems" to grzeczna, nudna odpowiedź na kalifornijski punk. Tegoroczna nowość, tym razem pod marką Frank Carter & The Rattlesnakes, jest z kolei kopią tego, co wokalista robił w Gallows.
Mamy więc mocarne riffy, którym towarzyszą wściekłe wrzaski w świetnym "Juggernaut" (zdecydowany numer jeden na tej płycie!), mamy nudny punkowy bunt w stylu Sex Pistols ("Trouble"), mamy rozpędzony hardcore ("Loss"). A na sam finał dostajemy utrzymaną w duchu grunge antyballadę "I Hate You", z którą również sympatyzowałem od pierwszego przesłuchania.
Sęk w tym, że Frankowi i spółce brakuje ognia i świeżości, która była znana z pierwszych płyt przywołanych Gallows. Gdzieś podziała się nieposkromiona brutalność, która przeradzała się w pomysłowość Cartera i towarzyszących mu muzyków. Dlatego zamiast życzyć mu powodzenia na kolejnej nowej drodze życia, apeluję o zbratanie się z dawnymi ziomkami. Z pożytkiem doczesnym i wiecznym dla siebie i dla nas - słuchaczy.
Jurek Gibadło
International Death Cult