"Hrabia Ory" to jedna z najbardziej znanych na świecie oper Gioacchina Rossiniego. Ale mimo że wystawiało ją kilka polskich teatrów, u nas nie jest aż tak popularna jak gdzie indziej. Tymczasem od początku, czyli od premiery w 1828 r., "Hrabia Ory" cieszył się wielkim powodzeniem.
Zrywając z dotychczas obowiązującą formułą opery buffa, kompozytor stworzył całkowicie nowoczesną operę komiczną. Jej uwieńczeniem miał być w przyszłości "Falstaff" Verdiego. Libretto nie powala na kolana, ale muzyka wyrównuje wszelkie jego braki.
Oto hrabia Ory, awanturnik i kobieciarz - całkowite jednak przeciwstawieństwo Don Giovanniego - postanawia uwieść hrabinę de Formentiers, której mąż wyruszył na wyprawę krzyżową. W tym celu przebiera się za pustelnika-cudotwórcę, a następnie za przeoryszę. Po serii pomyłek zostaje przez wierną hrabinę zdemaskowany i wyśmiany. Salwuje się ucieczką, bowiem właśnie z wyprawy powraca mąż.
Tym razem inscenizatorzy przenieśli akcję ze średniowiecza do wyzwalanej Francji połowy lat `40, a mąż to nie krzyżowiec, ale wyzwalający miasteczko oficer armii de Gaulle`a. Czy to zabieg udany? Mam wątpliwości. Ale muzyka wspaniała i, jak zawsze, bez zarzutu Cecilia Bartoli.
Stanisław Bukowski
DECCA 2014