Władimir Horowitz to pianistyczna doskonałość. Absolut. Dotyczy to techniki, która jest niepowtarzalna i znakomita. Dotyczy to także najwyższej precyzji. Co prawda porównywalną technikę, jak i precyzję możemy odnaleźć u innych wielkich pianistów. Natomiast w grze Horowitza jest coś, co wyróżnia go spośród innych, nawet najwybitniejszych wirtuozów.
To barwa i siła uderzenia. Zawsze idealnie wyrównane, pełne elektryzującego temperamentu, a zarazem okiełznane i - gdy trzeba - pełne liryzmu. Przyzwyczailiśmy żegnać kolejnych odchodzących gigantów XX-wiecznej pianistyki słowami: ostatni wielki mistrz… I zapewne nadal tak będzie. Tyle tylko, że wraz ze śmiercią Horowitza naprawdę bezpowrotnie skończyła się w pianistyce pewna epoka. Wystarczy posłuchać, jak grał preludia Rachmaninowa czy z pozoru prościutkie sonaty Scarlattiego. Można zarzucić pianiście pewną oszczędność w "Kreislerianach" Schumanna, ale i tak były perfekcyjnie wykonane i każda fraza interesująca. Dwa mazurki i polonez Chopina, etiudy Skriabina i wspaniały - jak zwykle w tym wykonaniu - Liszt. No i trzy bisy - fragment ze "Scen dziecięcych" Schumanna, pierwszy z "Valse oubliee" Liszta oraz utwór Moszkowskiego. I owacje.
Barbara Tenderenda
SONY 2009