"Kto jeszcze w ogóle słucha indie?" - z taką reakcją na wieść o nowym albumie Arctic Monkeys "Suck It And See" spotkałem się, rozmawiając z moim znajomym, niegdyś zagorzałym fanem tego gatunku. To chyba najlepsze podsumowanie tego, co stało się z wyznawcami tej topowej jeszcze parę lat temu muzyki.
Powodów słabnącej popularności Arctic Monkeys nie należy szukać daleko. Melodie, które wszystkim się już znudziły, zdają się nie zrażać nawet czołowych zespołów gatunku, uprawiających nieustający autoplagiat. Ekipa z Sheffield, choć starsza i dojrzalsza (albo raczej udająca mentalnie dorosłą), jest nadal łatwo rozpoznawalna. Produkcja krążka jest "najczystszą" w historii grupy, nastawiona na granie w radiu, w sytuacji braku zainteresowania undergroundu indie rockiem. Przesłodzone melodie nużą, a stare teksty, nieomal wyrwane z pamiętnika Turnera, zostały zastąpione przez nonsensowne historie miłosne.
Mimo tego, że słuchamy naiwnych piosenek, które brzmią jakbyśmy je znali od dawna, "Suck It And See" nie zasługuje na "ciężkie baty". Ogólnie jest to przecież znośny zestaw utworów, które nie drażnią. Być może sam się oszukuję i przy kolejnym albumie okaże się, że Arktyczne Małpy czeka ten sam los co kiedyś Weezera. Jednak tym razem jeszcze nie skreślę ich, jako jeden z nielicznych zespołów, który pozostał na placu boju. Momentami tylko zadaję sobie pytanie, gdzie mi uciekła ta cała radocha z ich słuchania?
M. Kubicki
Domino