"Birthing" według zapowiedzi jest ostatnią płytą Swans, choć w takie oświadczenia lidera Michaela Giry to bardzo bym nie wierzył. Ale jeśli tak ma być naprawdę – byłoby to godne pożegnanie tej istniejącej od 1981 roku grupy.
Dwupłytowy zestaw trwa blisko dwie godziny, a pomieścił ledwo siedem utworów. Niektóre trwają około 20 minut, ale to w przypadku Swans jest już standardem. Doskonałym przykładem twórczości zespołu jest otwierający płytę "I Am a Tower". Łączy on typowy dla Swans trans z intensywnością, by w końcówce nabrać rockowego wdzięku za sprawą melodii łudząco podobnej do tej z piosenki "Heroes" Davida Bowiego.
Jeszcze dłuższy jest utwór tytułowy – powoli narastający, o majestatycznym brzmieniu, w środkowej części wręcz kojący, ale jego finał to już eksplozja kakofonii. W "The Healers" psychodeliczny klimat budują klawisze i gitara, pojawia się też partia harmonijki, a monotonna rytmika przywołuje najlepsze czasy krautrocka.
Druga płyta to etniczny "Red Yello", gotycki "Guardian Spirit", industrialny "The Merge" z akustycznym zakończeniem oraz zgiełkliwy "Rope". Twórczość Łabędzi wciąż może stanowić doskonały wzór dla młodych poszukujących alternatywnych wykonawców.
Grzegorz Dusza
Mute/Mystic