Nie wiem, czy pamiętacie recenzowaną przeze mnie dwa lata temu płytę "Few More Days To Go". Jarałem się nią głównie dlatego, że inspiracje tercetu z Reykiawiku sięgnęły daleko poza ambitną elektronikę czy folk, z których Wyspa Gejzerów słynie. Z każdego zakątka wspomnianego krążka wyglądał psychodeliczny Nowy Jork, zwiedzany pod wpływem pobudzających dragów. Drugie uderzenie "islandzkiego Sonic Youth" cieszy równie mocno, co debiut.
Czy coś zmienia się na krążku "Sports"? Właściwie to nie - wszystkie składowe stylu Fufanu są tu podane z równie obficie, tyle że akcent przenosi się z rocka (Sonic Youth) na psychodelę (The Velvet Undergroud). Zawarte na tym albumie kawałki wolno się rozkręcają, pędzą jednym rytmem, mają nerw i trans, który mnie osobiście przywodzi na myśl Joy Division, a może jeszcze bardziej New Order.
Posłuchajcie świetnego "Gone for More" - przecież ten numer spokojnie mógłby wylądować na "Power, Corruption & Lies". I choć brzmi ta opinia jak posądzenie o kalkę, to w praktyce oznacza moją fascynację, że w dzisiejszych czasach jacyś gówniarze na końcu świata chcą tak jeszcze grać. Z zestawu 10 kawałków chciałbym jeszcze wyróżnić "Just Me", także inspirowany Joy Division, ale przecedzony przez sito kapel z pierwszej dekady XXI wieku, że wspomnę Editors czy Interpol.
Przyczepię się za to do brzmienia (nie po raz pierwszy w przypadku Fufanu). Ja wiem, że ten brud to konwencja, której hołduje ekipa. Sęk w tym, że osoba, która kręciła gałkami sama nie do końca wiedziała, jaki efekt chciała osiągnąć. Tu uwypukla bas, gdzie indziej perkusję, jeszcze w innym miejscu: klawisze. Wokal często ginie za instrumentami i bywa niezrozumiały. Nie lubię tego.
Jednak poza mankamentami brzmieniowymi płycie "Sports" należy się wasza uwaga, a Fufanu zaproszenie na Offa czy innego Openera. Sądzę, że ta muzyka na żywo musi prezentować się rewelacyjnie.
Jurek Gibadło
Mystic