Bruce Springsteen ma na swoim koncie zarówno zdecydowanie rockowe albumy nagrane z E-Street Band, jak i płyty niemal akustyczne, odwołujące się do folku. Do tej drugiej grupy należy zaliczyć "Western Stars", dziewiętnasty album w karierze Bossa.
Czterdzieści sześć lat od swojego debiutu, dobiegający siedemdziesiątki muzyk, wciąż szuka nowych inspiracji. Tym razem cofnął się do czasów swojej młodości, wskrzeszając brzmienie albumów artystów pop lat 60., choćby Glena Campbella i Burta Bacharacha. Stąd tak wiele tu wyszukanych i mocno stonowanych aranżacji z elegancko brzmiącymi smyczkami i dęciakami.
Gitara pełni tu rolę instrumentu akompaniującego, tak samo fortepian. Bruce Springsteen wciela się w rolę singer-songwritera opowiadającego historie i obrazy rozgrywające się na autostradach i pustynnych obszarach Ameryki. Na paradoks zakrawa fakt, że ten muzyk o zdecydowanie lewicowych poglądach - opacznie rozumiany - trafia na sztandary republikańskich polityków.
"Western Stars" wpisuje się w tradycję płyt określanych mianem "muzyka drogi", choć tym razem zaprezentowanej w wyjątkowo eleganckim opakowaniu. Piosenki płyną sobie niespiesznie, bezproblemowo wchodzą do ucha. W zestawie 13 smutasów, tylko "Sundown” i "There Goes My Miracle” mają żwawsze tempo.
Grzegorz Dusza
Universal