Na naszym ciasnym i dusznym ryneczku muzycznym czasem dzieją się cuda. Nawet bardzo popularne wśród narodu programy muzyczne od wielkiego dzwonu mogą pochwalić się czymś, co można określić jako sukces. I te pozytywy nazywają się Enej.
Jak pewnie wszyscy wiedzą, "muzyczne show" zazwyczaj ogląda się przyjemnie i bez większego wysiłku intelektualnego. Część z widzów ma chyba świadomość, że największą karierę robią prowadzący, jury i osoby "po drugiej strony barykady". Z rzadka jednak trafia się ktoś, na kogo warto zwrócić uwagę.
W przypadku autorów recenzowanej przeze mnie płyty wszystko potoczyło się w tempie ekspresowym. Zwycięstwo w jednym z programów, zbombardowanie stacji radiowych, zazwyczaj niechętnym wszystkiemu co nie daje się upchnąć do szufladki "ogłupiający pop", swoim utworem, który do tej pory nuci cała Polska. Do tego tona koncertów, chwała, rozgłos i brak większych kontrowersji. A przecież wiadomo, że gołym tyłem, skandalem i wyszarpaniem włosów rywalce można załatwić sobie więcej uwagi niż czasami latami ciężkiej pracy.
Panowie z Enej nie spoczęli na laurach i wzięli się porządnie do roboty, bez łzawego sentymentalizmu i płaczliwych wywiadów. Po prostu skupili się na graniu. I w związku z tym postanowiłam sięgnąć po album, z którego część piosenek Enej prezentowali w "Must be the music". W końcu w tej chwili to jeden z najlepiej sprzedających się albumów. Czy słusznie?
"Folkorabel" wzbudziło moją sporą konsternację. Owszem, oglądałam ich, słyszałam "Radio Hello" przynajmniej ze sto razy, ale nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać po całym krążku. I muszę przyznać, że po jego kilku przesłuchaniach mój entuzjazm raz spadał, raz wzrastał mając, problemem z osiągnięciem względnej latencji.
Z jednej strony Enej zaserwował słuchaczom zestaw w większości bardzo skocznych, sympatycznych, chwytliwych i bardzo wpadających w ucho kawałków. I można się prawie zakochać, słuchając wybiórczo znacznej większości z zamieszonych na krążków utworów. Nieco gorzej jest przy całym zestawieniu.
Utwory są dość różnorodne i wszystkie wrzucone do jednego gara i mocno wymieszane. Mamy tu miks pomysłów, stylów i wszystkiego innego, przez co chwilami człowiek się gubi. Ale to właściwie jedyny minus całego zestawienia.
Bardzo dobre, energetyczne i przyjemne kawałki nawiązujące do kultury zarówno polskiej, jak i ukraińskiej, chwilami bardzo skoczne, chwilami bardziej nostalgiczne i nastrojowe. Wszystko oczywiście podane w Enejowskim stylu, i prostej formie, bardzo przyjaznej słuchaczowi. I gdyby cała płyta składała się tylko z takich numerów, byłoby równo. Ale niestety nie składa się i co za tym idzie, równo nie jest.
W dalszej kolejności mamy kawałek reggae, który w sposób wyjątkowo jasny obrazuje poglądy na świat zespołu. "Pan Babilon" jest jedną z tych piosenek, przy których warto zatrzymać się na chwilę, dać się ciału wytupać i posłuchać już na spokojnie, o czym Enej śpiewają. Naprawdę warto.
Ciekawostką przyrodniczą jest "Kuba Gang" - numer z morderstwem w tle. Na dokładkę okraszony wyraźnym akcentem bałkańskim, którego nie powstydziłby się Goran Bregović, szybkim tempem i tekstem przywodzący na myśl świat Don Corleone. Ten straszliwie skoczny kawałek zmusza ciało do ruchu i naprawdę nie da się przy nim nie machać chociażby stopą (próbowałam!). A że tekst trochę niepasujący do radosnego pląsania? Mówi się trudno. Stereotypy należy łamać, ot co!
"Hermetyczny świat" opowiadający o idealnym świecie, promujących równość, miłość i braterstwo sprawia, że człowiek naprawdę chce wierzyć w to, o czym śpiewa Piotr Sołoducha. Szkoda tylko, że ten scenariusz jest tak mało prawdopodobny...
Enej w swoich tekstach ma bardzo klarowny pogląd na otaczający świat, lokalny patriotyzm, ale też potrafi bawić się słowem. Chociaż niektóre tematy są bardzo życiowe, to w połączeniu z ich muzyką nie można ich określić biadoleniem, czy użalaniem się nad stanem rodzimej gospodarki. Kolejny raz młodzi udowadniają starym wyjadaczom, że można pisać przyjemne teksty bez popadania w marazm i jakieś dziwne tony. Wszystko zależy od formy podania.
"Folkorabel" jest całkiem przyzwoitą zabawą formą, dźwiękami i warstwą liryczną. Chociaż pomieszanie gatunków nieco przytłacza, to zestaw jest po prostu stworzony do dobrej zabawy. Jest też miłą odmianą od histerycznych i łzawych pioseneczek o miłości. Bo o kobietach można mówić nie tylko w formie "bo to zła kobieta była" (vide "Rahela"). I właśnie takiej miłej, pozytywnej i energetycznej odmiany nasz rodzimy ciasny światek muzyczny potrzebował.
Julia Kata
Lou & Rocked Boys / Rockers Publishing