Luksemburski duet Rome istnieje od czterech lat i tyle też płyt ma na swoim koncie. Panowie nie marnują swojego czasu i bezustannie zmieniają swoje brzmienie. Od połowy dekady do dzisiaj przeszli gładko z martial industrialu do neofolku, który prezentują na "Flowers From Exile".
Muzyka stała się dużo bardziej oszczędna i czysta. Dwanaście kompozycji podzielonych na cztery rozdziały rysuje minimalistyczny obraz, na którym na pierwszym planie słyszymy gitarę akustyczną, a gdzieś w oddali kolaż elementów elektronicznych z bardzo delikatnym akcentem perkusji i skrzypiec. Piosenki są melancholijne i nieodparcie, nie tylko mnie, kojarzą się z kompozycjami Leonarda Cohena. Ciekawe jest już samo tło historii związanych z oddaleniem od rodzinnej ziemi czy syndromem odrzucenia. Te mają miejsce w czasach hiszpańskiej wojny domowej, z którą to bezpośrednio zetknęła się rodzina JeRome`a Reutera, głównego autora "Flowers From Exile".
Wielojęzyczność utworów na płycie Rome podkreśla jej uniwersalny, bardzo emocjonalny i piękny przekaz. Jakościowo album o lata świetlne wyprzedza nasze rodzime "Powstanie Warszawskie" z dyskografii Lao Che. Ta płyta to prawdziwa perełka i murowany kandydat do muzycznego podsumowania roku.
M. Kubicki
TRISOL