Ostatnia studyjna płyta sygnowana nazwą Jethro Tull ("J-Tull Dot Corn") ukazała się w 1999 roku. Lider grupy Ian Anderson nie próżnował przez te lata, wydając albumy pod własnym nazwiskiem czy intensywnie koncertując, jednak dopiero teraz postanowił wrócić do dawnej nazwy.
W samą porę, bo wreszcie powstała płyta, którą z czystym sumieniem można polecić dawnym fanom brytyjskiej grupy, szczególnie tym, którzy uwielbiają album "Aqualung".
Nie ma u jego boku dawnych kompanów, przede wszystkim znakomitego gitarzysty Martina Barre’a, który pod własnym nazwiskiem prowadzi band grający stare kawałki i czasem zagląda do naszego kraju.
Są inni, równie sprawni muzycy, towarzyszący od lat Andersonowi na koncertach czy albumach solowych. Artysta uchwycił w nowych kompozycjach złoty środek pomiędzy tradycją a nowoczesnością.
Na próżno szukać tu dawnych długaśnych suit na całą stronę płyty. Cała esencja zawiera się w kilkuminutowych piosenkach, które cechuje różnorodność melodyczna i skoki dynamiki. W tytułowym "The Zealot Gene" czy "Shoshana Sleeping" grupa zręcznie łączy folkowe wpływy z rockową ekspresją i partiami klawiszy.
Ian Anderson nie rezygnuje przy tym ze swojego koronnego instrumentu – fletu. W połączeniu z jego specyficznym wokalem przywołuje on nastrój średniowiecznych pieśni wykonywanych przez wędrownych minstreli.
Grzegorz Dusza
Sony Music