Objawienia w muzyce zdarzają się dziś rzadko. Nagrania są mało oryginalne i coraz trudniej zainteresować słuchaczy kolejną płytą podobną po poprzedniej. Jednak takiego głosu nie sposób nie zauważyć. Już samą wysoką barwą i dźwięcznością intryguje od pierwszych minut. Należy do urodzonego w Kenii, wychowanego w Nairobi J. S. Ondary - kompozytora, autora tekstów, gitarzysty i wokalisty.
Pierwszą piosenkę J.S. Ondara napisał mając osiem lat - opowiadała o jego piesku; a druga - o koleżance ze szkolnej ławy w podstawówce. Słuchał Nirvany i Radiohead, a więc od razu miał dobry gust. Ale kiedy pierwszy raz usłyszał Boba Dylana, stał się on dla niego idolem i drogowskazem. Nic dziwnego, że J.S Ondara wyemigrował do Ameryki, a pierwszy swój album nagrał w Los Angeles.
Wpływ Dylana jest oczywisty. Ondara pisze znakomite piosenki, a śpiewa je tak, że ciarki chodzą po plecach, co nikogo nie pozostawi obojętnym. Jest jeszcze jak nieoszlifowany diament i takim pozostawiono go w studiu, samego przed mikrofonem, z gitarą i nielicznymi muzykami towarzyszącymi, gdzieniegdzie pobrzmiewa subtelny chórek. Największe wrażenie robi jednak, kiedy śpiewa a cappella, a pogłos w studiu potęguje dramatyzm jego pieśni. Bob Dylan ma swojego następcę. Zadziwiające, że z Afryki.
Marek Dusza
Verve Forecast/Universal