Podtytuł najnowszej kolekcji piosenek Cohena brzmi "A Souvenir of the Grand Tour", zawiera bowiem wybór nagrań z tras koncertowych 2012 i 2013 r. Jest to kolekcja (najprawdopodobniej autorska) najciekawszych interpretacji utworów wykonanych w różnych miejscach. Jeżeli nawet niektóre z nich stały się już popularne i prezentowano je na wcześniejszych koncertach, to w przedstawionych tu wersjach różnią się mocno od uprzednich.
Sączone głębokim barytonem melodeklamacje mistrza zyskały, jak zwykle, perfekcyjną oprawę instrumentalną. Nie zabrakło romantycznego gitarzysty Javiera Masa, dyskretnie zelektryfikowanego Mitcha Watkinsa, dodającego należnej pikanterii organisty Neila Larsena, trzymającego perfekcyjnie rytmiczne ryzy basisty Roscoe Becka i czujnego perkusisty Rafaela Gayoli. Do tej świetnie zgranej formacji dołączył porywający skrzypek Alex Bublitchi. Wokalnego wsparcia udzieliły jedyne w swoim rodzaju rozwibrowane głosy sióstr Webb i Sharon Robinson.
Większość imponujących możliwości tych muzyków znamy z kilku polskich występów Cohena, lecz tutaj nierzadko zaskakują nas swym odmiennym podejściem. Ponieważ poprzednia studyjna płyta Leonarda Cohena "Popular Problems" była utrzymana w dość mrocznym i całkiem serio nastroju, miło jest posłuchać niniejszych interpretacji o bogatszych aranżacjach, bardziej melodyjnych i jakby lżejszego kalibru.
Kolekcja zawiera niepublikowane wcześniej piosenki: kołyszący rock-blues "Got a Little Secret" oraz dwa covery - francuską wersję romantycznej szansonetki "La Manic" Georgesa Dora i utrzymane w formie country gorzkie wynurzenia "Choices" z repertuaru George`a Jonesa.
Rzadko kiedy artyści publikują utwory z prób przed koncertami, a tu zamieszczono ich aż połowę. Zwraca uwagę bardzo wysoka jakość techniczna tych nagrań. Zarówno głos Cohena, chórek żeński, jak i poszczególne instrumenty są zarejestrowane dynamicznie, bez zniekształceń i z pełnią subtelności brzmienia. Uzyskano jakość studyjną, lecz bez zabiegów dogrywania czy zgrywania.
Już otwierający temat z przekornym tekstem "Field Commander Cohen" przekonuje dobitnie, że rekonstrukcja dawno niewykonywanej piosenki w nowym entourage’u aranżacyjnym brzmi niewiarygodnie świeżo. Obie gitary, skrzypce, organy i zalotny chórek zabłysły w odpowiednim momencie, by dać barwne tło dla ciepłego i pełnego zaangażowania barytonu lidera. Kolejnym wskrzeszonym utworem jest zamaszysty "I Can’t Forget" z pełnym romantyzmu refrenem, uroczo pielęgnowanym przez rzewne głosy żeńskie.
Od wzruszającej introdukcji skrzypiec rozpoczyna się falujący nastrojem walczyk "Light as the Breeze" z licznymi kulminacjami głosów, delikatnie cieniowanymi organami i rozczulającą skrzypcową kodą. Zarówno "La Manic" jak i "Choices" Cohen wykonuje z takim pietyzmem i zaangażowaniem, jakby to były przez niego napisane piosenki - nie dziwi więc olbrzymi aplauz publiczności.
W przypomnianej autobiograficznej kołysance "Night Comes On" uderza zadziwiająco silna i pewna deklamacja Cohena, którego głos w cudowny sposób miesza się ze słodkimi wokalizami chórku, skomplementowanego wzruszającym solo skrzypiec, tworząc istny absolut romantycznego nastroju. Okazuje się, że narracja mistrza sprawdza się również w emocjonujących bluesach, fenomenalnie zorkiestrowanych z wykorzystaniem duetu elektrycznej gitary i organów.
Kolejne przypomnienie to pokryta patyną kompozycja "Joan of Arc" ze zniewalająco słodkim głosem Hattie Webb, momentami perfekcyjnie zharmonizowanym z równie pięknym głosem siostry Charley. Po bogato ozdobionym skrzypcowymi frazami "Choices", następuje finał "Stages", w którym na podkładzie "Tower of Songs" bard wygłasza do rozbawionej publiczności dowcipny tekst o wpływie czasu na życie mężczyzny, by zakończyć energicznym odśpiewaniem dwóch zwrotek z tego genialnego przeboju.
Malkontenci będą zapewne narzekać, że Leonard Cohen wydaje w ostatnich latach zbyt wiele albumów koncertowych i oceniliby zawartość na 4 gwiazdki, lecz na "Cant`t Forget" przedstawiono materiał w znacznej części nowy, a temu - wcześniej już prezentowanemu - mistrz wraz kompanią nadali pokaźny ładunek nowej energii i estetyki, dlatego też słucha się całości nie jak sentymentalne wspomnienie, ale ważny dokument z aktualnych poczynań mistrza, co zasługiwałoby na nadanie temu albumowi pięciu gwiazdek.
Cezary Gumiński
COLUMBIA/SONY