Monika Borzym debiutancki album "Girl Talk" (2011) nagrała w Nowym Jorku z udziałem tamtejszych czołowych jazzmanów. Piosenkom z repertuaru słynnych wokalistek nadała indywidualny rys na pograniczu jazzu i popu. Album osiągnął status platyny, kolejny "My Place" pokrył się złotem. Na trzeciej płycie wokalistka sięga po piosenki swojej idolki, Joni Mitchell, i znów może liczyć na komercyjny sukces.
Monika Borzym to taka nasza Norah Jones. Choć jej płyty są mocno utwierdzone w tradycji jazzowej piosenki, to doskonale odbierane są również przez słuchacza na co dzień stroniącego od takiego repertuaru. Nie trzeba być również wielkim fanem Joni Mitchell, by z przyjemnością słuchać jej wysmakowanych interpretacji.
"Back to the Garden" nagrała we współpracy z amerykańskim gitarzystą Mitchellem Longiem (Melody Gardot), nowojorskim producentem Devinem Greenwoodem oraz polskimi muzykami: kontrabasistą Robertem Kubiszynem, perkusistą Michałem Bryndalem i altowiolistą Michałem Zaborskim z Atom String Quartet.
Wokalistka nie trzyma się zbytnio oryginałów, często jej interpretacje są tylko luźno z nimi związane. To akustyczny album z dominującą gitarą i mnóstwem aranżacyjnych smaczków. Kompozycji "Edith And The Kingpin" jazzowego posmaku nadaje solo trąbki, w słynnym "Big Yellow Taxi" robi się folkowo za sprawą ukulele, a w "Song To A Seagull" - orientalnie za sprawą sarangi. "Rainy Night House" ma w sobie nostalgię folkloru Wysp Zielonego Przylądka. Bluesowo i mrocznie zabrzmiał "Cold Blue Steel and Sweet Fire".
Grzegorz Dusza
AGORA