Liczba premier wokalnych tej wiosny świadczy, że duże firmy płytowe niemal zarzuciły wydawanie jazzowych nagrań instrumentalnych. Na rozśpiewanej fali debiutuje u nas Brytyjczyk Anthony Strong obdarzony ciepłym głosem i nienaganną techniką śpiewania.
Ale daleko mu do nieco szalonego Jamiego Culluma, który gdzieś przepadł bez wieści. Anthony Strong jest niesłychanie spokojnym facetem, który próbuje zauroczyć czarującymi interpretacjami piękniejszą część słuchaczy. I prawdopodobnie skutecznie.
W materiałach reklamowych przeczytałem, że "śpiewa z naturalnością, z jaką oddycha, a na fortepianie gra tak naturalnie, jak śpiewa… brzmi jak skrzyżowanie popołudniowej herbatki ze szklanką whiskey".
Jeśli jest tu choć odrobina whisky, to mocno rozcieńczona. Anthony Strong nie może się zdecydować, czy pójść w stronę wokalistyki epickiej preferowanej przez Kurta Ellinga, czy klasycznego podawania tekstu w stylu Sinatry czy Bennetta.
Jego niewątpliwym atutem jest gra na fortepianie i towarzyszący mu zespół jazzowych ekspertów. Kiedy jednak na płycie wokalisty czeka się z utęsknieniem na jego solówkę bądź kumpli z zespołu, to coś tu nie tak. Co nie znaczy, że Strong nie zrobi kariery na eleganckich scenach drogich hoteli i statków wycieczkowych.
Grzegorz Dusza
NAIVE / UNIVERSAL