To już osiemnasty album w karierze amerykańskiej wokalistki. Podkreślę od razu wyjątkowy talent połączony ze zjawiskowym głosem, niezwykle głębokim, spokojnym, o przyjemnej barwie. "Etta" zaskoczyła mnie już w pierwszej chwili tym, że wokalistka zaczyna śpiewać dopiero po 150 sekundach otwierającego utworu. To zasługa aranżacji pianisty Nikolaja Hessa, który najpierw buduje tajemniczy nastrój tematu "What A Wonderful World" przestrzennymi dźwiękami trąbki Palle Mikkelborga i kalimby Marilyn Mazur. Są to zacni goście tria Hessa i wypada dodać jeszcze saksofonistę Jensa Sondergaarda.
Etta Cameron ma dziś 70 lat, doświadczenie zdobyła śpiewając w kościelnym chórze. Jej gospelowy styl interpretacji doskonale pasuje do nowoczesnych, jazzowych aranżacji standardów, jak np. "Summertime". Sugestywnie wykonała "Smile" a jej niski, refleksyjnie stonowany śpiew ciekawie kontrastuje ze stłumioną trąbką Mikkelborga. Pełnię możliwości jej głosu poznamy w smutnym "Motherless Child", gdzie akompaniują jej tylko instrumenty perkusyjne.
Marek Dusza
STUNT/MULTIKULTI