Już samo rozpoczęcie muzycznego happeningu wciska w fotel niebywale dynamicznym i elektryzującym uderzeniem, spreparowanym kobiecą (!) ręką, zapowiadając kalejdoskop niecodziennych wrażeń akustycznych. Nieprzeciętnie utalentowana para stworzyła razem fascynujący duet: on - Anglik nieustannie poszukujący nowych brzmień i harmonii między sześcioma strunami gitary (tu wykorzystujący jeszcze wiele innych instrumentów); ona – Szkotka, niewątpliwa innowatorka w zakresie form i treści gry na perkusjonaliach.
Choć w pewnych fragmentach improwizacji pojawia się rytmiczna pulsacja, to spreparowana materia dźwiękowa jest dość odległa od jazzowego idiomu. Strukturę poszczególnych utworów wyznacza pewien biologiczny zegar, który steruje wzajemnym oddziaływaniem świadomości i podświadomości twórców. Zjawisko to było o tyle fenomenalne, że nagrania powstawały w hali fabrycznej, z okazji kręcenia filmu "Touch of Sound" o nieprzeciętnych umiejętnościach Glennie. Para eksperymentatorów o silnych osobowościach i bagażu najrozmaitszych doświadczeń była de facto oddalona od siebie podczas sesji o 30 metrów (!), co stanowiło swoisty rekord, ale nie sprzyjało elementarnej komunikacji między muzykami. Niewiarygodne, jak w tych warunkach uzyskali oni tak fantastyczne porozumienie w każdym z utworów; telepatia? Mimo że pewne partie materiału zostały potem pocięte, dograne i zmiksowane, autorzy postanowili zachować oryginalny pogłos, jakby dźwięki były emitowane w dużej katedrze. Bogate w alikwoty brzmienia nadały muzyce nowy wymiar.
Cezary Gumiński
TZADIK/MULTIKULTI