Włoskiego pianistę Livio Minafrę usłyszałem pierwszy raz w lutym podczas festiwalu 12 Points w Porto. Występował solo na imprezie prezentującej najciekawsze młode zespoły europejskie w tym kwartet Macieja Obary.
Recenzji z jego występu dałem tytuł "Gdyby Keith Jarrett urodził się w Apulii", bo takie miałem skojarzenia podczas jego występu, którym bez reszty zawładnął publicznością. Gdyby Jarrett urodził się czterdzieści lat później w Bari, tuż u nasady obcasa Włoskiego Buta, jadł oliwki, gorące winogrona i zrywał z drzewa świeże figi, pił wino i miał ten swoisty luz, może grałby tak jak dziś Livio Minafra?
Młody Włoch potrafi zajmująco improwizować, ma błyskotliwą technikę i talent kompozytora. Wystarczy wskazać mu fortepian, a on zajmie naszą uwagę. Będziemy mieć dwie godziny doskonałej rozrywki. Po wysoko ocenionym debiucie solowym w barwach wytwórni Enja Livio, Livio Minafra nagrał album z elektrycznym kwartetem.
Oprócz fortepianu wykorzystuje elektroniczne klawiatury, na gitarze gra Domenico Caliri, na saksofonach Gaetano Partipilo, na perkusji Maurizio Lampugnani. Ta płyta pali słońcem włoskiego południa i zaraża pozytywnym nastrojem. Kipi humorem w utworze "Maschere", intryguje groteską w "Passi", energetyzuje w tytułowym "Surprise", zachęca do szalonej zabawy w "Gomitoli", jest tajemnicza w "La Danza del Sole", a w finałowym "Stop War" jest wręcz odlotowa. Zostało wam trochę sił? To posłuchajcie jeszcze raz.
Marek Dusza
Enja/GiGi