Brytyjska wokalistka Malia jest największym moim odkryciem od Melody Gardot. Wreszcie pojawił się ktoś, kto śpiewa inaczej, a i akompaniament ciekawy.
Malia urodziła się w Malawi, w afrykańsko-brytyjskiej rodzinie. W dzieciństwie słuchała tylko dwóch dostępnych stacji radiowych, później przyszedł czas na kolekcję popowych i rockowych płyt ojca, z przewagą Beatlesów. Po przeprowadzce do Londynu Malia wcale nie odkrywała tamtejszych klubów, ale nagrania Billie Holiday, Betty Carter i Sarah Vaughan. To one wywarły największy wpływ na jej styl, który doskonaliła w Berklee School of Music.
Debiutanckim albumem "Yellow Daffodils" podbiła francuską publiczność, choć śpiewała po angielsku. Czwartą płytą jakże celnie trafia w nasze serca i uszy. Malia ma wspaniały głos, odrobinę zachrypnięty, ciemny i zmysłowy. Jest afrykańską Dianą Krall i Cassandrą Wilson w jednym.
Malia śpiewa standardy znane z interpretacji Niny Simone i Elli Fitzgerald, ale całkiem po swojemu. Dlatego od pierwszego utworu "My Baby Just Cares For You" magnetyzuje słuchaczy, czaruje i przyciąga ich na całą godzinę do swego albumu. Ascetyczny akompaniament kieruje uwagę na głos wokalistki, ale wprawne ucho doceni mistrzowską, acz oszczędną aranżację. Znakomity album i udany polski debiut.
Marek Dusza
UNIVERSAL