Francuski pianista Martial Solal występował z amerykańskimi jazzmanami już w latach 50., ale we Francji. Do USA przyjechał dopiero w roku 1963 na zaproszenie impresaria George`a Weina, organizatora Newport Jazz Festival.
Zarejestrowany 12 października 2007 r. w klubie Village Vanguard solowy występ artysty był dopiero trzecim, jaki dał za oceanem. Wcale się tym nie zestresował. Rozładował atmosferę nieufności zapowiedzią, że musi być dobry, bo koncert będzie nagrywany na płytę. Dodał, że publiczność też musi stanąć na wysokości zadania, bo będzie ją słychać.
Jeśli ktoś powie, że 80-letni pianista musi mieć zesztywniałe palce, niech posłucha Martiala Solala. Technicznie jest bez zarzutu, ba, gra wręcz błyskotliwie, a nowatorskimi rozwiązaniami rytmicznymi i harmonicznymi mógłby zapędzić w kozi róg niejednego młokosa, co opanował technikę do perfekcji. Z inwencją zagrał standardy, w tym "Round Midnight", a także własne kompozycje dobrane tak, żeby nikt ze słuchaczy nie miał wątpliwości, że w Europie są świetni jazzowi pianiści obdarzeni humorem, podchodzący z dystansem do amerykańskich klasyków jazzu.
Marek Dusza
CAMJAZZ/MULTIKULT