Na festiwalu North Sea zdarzało mi się podziwiać wielu ciekawych holenderskich artystów, ale popularną tam trębaczkę Saskię Laroo usłyszałem na żywo dopiero w klubie Klimat na Bielskiej Zadymce Jazzowej. Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie energetycznym funkiem z elementami rapu. Klub aż trząsł się od rytmów, a ja podskakiwałem z innymi. Ale siedząc w Sali Kongresowej na koncercie tej samej artystki w ramach cyklu Era Jazzu, nie mogłem uwierzyć, że kiedyś mi się podobała. Słyszałem wszystkie braki techniczne, drażniło mnie mizdrzenie się do publiczności, która dawała się nabrać. To był słaby występ, a w programie były utwory z tej właśnie płyty. Za najbardziej obciachowy uważam "Courtesy to Coltrane" z banalnym tekstem rapera. Saskia Laroo powtarza się w aranżacjach, stosuje te same grepsy w solówkach nadużywając elektroniki. A kiedy śpiewa w "Up the Mountain", chce się wyłączyć płytę. Jestem uprzedzony po koncercie? Sprawdźcie sami.
Marek Dusza
MY MUSIC/UNIVERSAL MUSIC