Rok temu sześciu śpiewających gentelmanów z Take 6 wystąpiło obok grupy The Manhattan Transfer na festiwalu Jazz Jamboree i ten wieczór był prawdziwym wokalnym szczytem. W listopadzie tego roku grupa powróciła na trzy koncerty do Szczecina, Ostrowa Wlkp. i Gdyni, prezentując m.in. tematy ze swej nowej płyty "The Standard", choć bez gości, którzy wystąpili na płycie. A że są to goście znakomici, nie powinno nikogo dziwić. Wszak Take 6 jest czołową grupą wokalną świata od dwudziestu lat. Właściwie to ich jubileuszowa płyta i jedna z najlepszych w karierze. Na ich debiucie była uwaga, że w nagraniu nie wykorzystano żadnych instrumentów. Niewprawne ucho mogło się pomylić, bo wokaliści potrafią do złudzenia naśladować brzmienie instrumentów od trąbki do kontrabasu. Do perfekcji opracowali śpiew a cappella na głosy, a i w tradycyjnych piosenkach brzmią fantastycznie.
W "Straighten Up And Fly Right" śpiewa i gra na gitarze w charakterystycznym stylu George Benson. Popisowe partie w "Seven Steps To Heaven" zaśpiewali Jon Hendricks, Al Jarreau i Mark Kibble (to ten atleta z Take 6). Jakby tego było mało, szybkie, wirtuozowskie solo na trąbce skrzydłówce wykonał Till Brönner. Inny trębacz Roy Hargrove zagrał w "Someone To Watch Over Me". Ciekawostką jest wysamplowany ze starego nagrania głos Elli Fitzgerald w jej przeboju "A Tisket A Tasket". Ale jak oni jej akompaniują! Myślę, że jedenastą Grammy mają murowaną.
Marek Dusza
HEADS UP/BEAT MUSIC