Raz płyty amerykańskiego tria The Fringe są sygnowane przez George’a Garzonego, raz firmowane nazwą grupy. Dwa lata temu trio, które regularnie gra w klubach, obchodziło czterdziestolecie istnienia (wymieniając jedynie basistę), co w świecie jazzu jest znaczącym rekordem.
Z tej okazji odbył się jubileuszowy koncert w bostońskim konserwatorium w niezmiennym składzie: Garzone - saksofon tenorowy, John Lockwood - kontrabas i Bob Gulloti - perkusja.
Zespół The Fringe rozpoczynał działalność od uprawiania luźnego be-bopu, ale z czasem stał się wyraźnie free jazzową formacją, potrafiącą doskonale różnicować nastroje. Garzone, jak przystało na szacownego wykładowcę, potrafi wypowiadać się w każdym stylu, co dokumentuje w wielu momentach, lecz w sposób nieprzewidziany potrafi też orbitować w obszarach kompletnej swobody melodycznej, harmonicznej oraz brzmieniowej.
O ile na poprzedniej płycie Garzone można było odnaleźć wpływy estetyki Coltrane’owskiej, o tyle na tym koncercie jesteśmy świadkami nieskrępowanej zespołowej kreacji, z wprost telepatycznym odczytywaniem przez muzyków wzajemnych intencji. Bez względu na temperaturę rozgrywanej akcji, The Fringe wypadają zawsze przekonywająco.
Cezary Gumiński
STUNT / MULTIKULTI