Trio Medeski Martin & Wood było u szczytu popularności około dziesięć lat temu za sprawą albumu "End of the World Party (Just in Case)", którego wznowienie ukazało się na 180-gramowym "audiofilskim" winylu. Nie jest to audiofilskie nagranie, więc cudów oczekiwać nie należy, ale zyskujemy co nieco.
Dużą okładkę, lekko ocieplone brzmienie analogowych syntezatorów Johna Medeskiego, głębokie jak studnia basy Chrisa Wooda i utwór "Whiney Bitches", którego na CD nie znajdziemy. Kto chce zabrać muzykę ze sobą, otrzymuje kod do bezpłatnego załadowania albumu w MP3. Jakość jest akceptowalna, bo kompresję przeprowadzono starannie.
To najbardziej funkowy album tria, odpowiedź na popularność europejskiego nu jazzu, którego echa musiały dotrzeć do MMW, kiedy z Molvaerem, Wesseltoftem czy Truffazem dzielili sceny europejskich festiwali. A ponieważ Amerykanie robią wszystko najlepiej, efekt jest fenomenalny.
Z przyjemnością przypomniałem sobie po latach ten album. MMW bawią się muzyką jak na koncertach. Medeski przeskakuje z klawiatury na klawiaturę, a ma ich całą stertę. To wręcz dyskotekowa muzyka do tańca dla trochę zakręconych miłośników nu jazzu. Dużo dobrych, gitarowych riffów wniósł w czterech utworach Marc Ribot, a w "Sasa" zagrali: Steven Bernstein na trąbce suwakowej i Briggan Krauss na saksofonie. Pełny odlot.
Marek Dusza
BLUE NOTE/UNIVERSAL