Mało kto wie, że słynny perkusista zespołu The Rolling Stones na początku lat 60. działał przez parę miesięcy w Danii jako grafik (wtedy z zawodu) i jako muzyk. Po pracy intensywnie grywał z tamtejszymi grupami jazzowymi i bluesowymi. Choć można by oczekiwać, że uwieczniony na niniejszym albumie koncert Wattsa z orkiestrą Duńskiego Radia będzie sentymentalnym powrotem "do korzeni", to zawartość kompaktu każe oceniać go jako absolutnie współczesny projekt.
Do koncertu, a potem wydania płyty "Charlie Watts meets The Danish Radio Big Band", doszło dość przypadkowo. Wyśmienity angielski trębacz Gerard Presencer grał przez lata w jazzowych formacjach prowadzonych przez Wattsa. Gdy Presencer otrzymał etat w Danish Radio Big Band, już po dwóch tygodniach otrzymał telefon od Wattsa wyrażającego chęć muzykowania z duńską orkiestrą. Pomysł zrealizowano w 2010 r. w nowo otwartym kopenhaskim Concert Hallu. Watts wyraźnie zaznaczył, że podczas trwających tydzień występów nie chce odgrywać roli gwiazdy, a być jednym z członków orkiestry.
W składzie zespołu znalazł się jeszcze angielski kontrabasista David Green, też wieloletni kompan jazzowych poczynań Wattsa. Presencer zaś stał się autorem aranżacji większości koncertowego materiału, poprowadził big-band i dołożył kilka błyskotliwych solówek na flugelhornie. Choć Charlie Watts posiada tytuł najlepszego perkusisty rockowego, to w jazzowej konwencji nie umieszczono by go nawet w pierwszej dziesiątce.
Charlie Watts nigdy nie wymiatał jak Mitch Mitchell z Jimim Hendrixem, Ginger Baker z Cream czy Carl Palmer z E.L.P., ale za to był i jest niezwykle skutecznym perkusistą dodającym skrzydeł grupie Stonesów. To właśnie jemu w dużym stopniu Stonesi zawdzięczają swoje sukcesy, co wypunktował kiedyś sam Keith Richards. Jeśli chodzi o jazzowy kontekst, Watts jest również niebywale skutecznym, precyzyjnym i wspaniale swingującym perkusistą, jednakże dalekim od rażenia synkopowymi fajerwerkami.
Płytę "Charlie Watts meets The Danish Radio Big Band" otwiera dwuczęściowa kompozycja "Elvin Suite" napisana przez Wattsa wraz z Jimim Keltnerem (też perkusistą) w hołdzie mistrzowi perkusji Elvinowi Jonesowi. Temat ten, oparty na motywie ostinatowym, jest rozwijany w wolnym tempie i można powiedzieć, że zawiera mało akcentów perkusyjnych. Pełne melancholii brzmienie orkiestry przypomina inne duże składy europejskie. Nastrojowe partie solowe zdominowali puzoniści, kontrabasista, a finalnie saksofonista. W utworze tym znalazł się również wyważony krótki popis solowy samego Wattsa.
Interpretacji słynnego przeboju Stonesów "Satisfaction" nadano tu dość łagodną fakturę. Wprawdzie w jego warstwie rytmicznej czai się pewna pikanteria, to pastelowe brzmienie sekcji dętej jakby ją tonowało. Najbardziej ognistymi na tym tle stały się popisy solowe na flugelhornie i saksofonie.
Kolejny temat "I Should Care" jeszcze bardziej wyciszył nastrój w kierunku balladowym. Zaintonowała go pięknie sekcja fletów, a nastrój rozmarzenia kontynuowały kolejno flugelhorn i puzon. Chyba najciekawiej na płycie zabrzmiała wersja patetycznego szlagieru Stonesów "You Can’t Always Get What You Want".
Presencer popisał się tu szeroką wyobraźnią i z polotem zaaranżował frapujące polifonie dla sekcji dętych. W ten sposób oddał wyśmienicie, choć zupełnie innym językiem, złożoną formę oryginału zbudowanego w oparciu o gospelsowy schemat: pytanie - odpowiedź. Do wartkiej warstwy melodycznej dobrał adekwatnie dynamiczną rytmikę, a pikanterii całości dodawało ogniste sekundowanie organów w trakcie partii solowych innych instrumentów.
Zaskakuje prezentacja innego szlagieru Stonesów "Paint It Black" przedstawionego tu w formie tajemniczo snutej ballady. Odrzucono obsesyjną rytmikę ragi z oryginału kompozycji. Jednakże posępny ton zawodzącej gitary można by de facto kojarzyć z prześladującą bohatera piosenki czernią.
Zamykająca kompozycja Joe Newmana "Molasses" nawiązuje do oryginału grywanego przez orkiestrę Woody`ego Hermana. Jest to najbardziej promienisty i intensywnie rozswingowany utwór na płycie z kalejdoskopem popisów solowych, zakończonych perkusyjnym akcentem Wattsa. Taką motoryką dysponowała kiedyś słynna orkiestra prowadzona przez giganta perkusji Buddy`ego Richa. Tu udało się po mistrzowsku rozpalić Wattsowi cały potencjał drzemiący w duńskiej orkiestrze.
Szkoda, że na "Charlie Watts meets The Danish Radio Big Band" nie znalazło się więcej takich gorących utworów. Na wyróżnienie zasługuje bardzo dobra jakość techniczna nagrania, bo nagrywanie big-bandów jest zawsze trudniejsze, w dodatku na koncercie.
Cezary Gumiński
IMPULSE/UNIVERSAL