Nowy album wokalistki i kompozytorki Beaty Przybytek rozpoczyna się tak, jak lubię - od wyrazistego rytmu basu Roberta Szewczugi i zawadiackich akordów zagranych na organach Hammonda przez Pawła Tomaszewskiego. Chwilę później Beata Przybytek zniewala mnie ciepłym, pewnym siebie, lecz łagodnym głosem, śpiewając pełną uroku, funkową balladę "You Can Come To Me".
Lepszej zachęty nie potrzebuję. Rozsiadam się wygodnie, odkładam laptop, myślę, czy nie sięgnąć po książkę, ale nie, bo słuchając tego, o czym opowiada Beata Przybytek, nie potrzebuję dodatkowych doznań. Ona panuje nad moją wyobraźnią i za pomocą znanych tylko najlepszym wokalistkom zabiegów roztacza intymny klimat muzycznego spotkania. I mam wrażenie, że śpiewa tylko dla mnie.
Wyróżnić jedną piosenkę nie sposób, prawie każda ma zadatki na przebój. Zastanawiam się, jaki stylistyczny nagłówek dać "Today Girls Don`t Cry" - szóstej płycie w dyskografii Beaty. Słyszę tu jazzowe frazowanie, mocny, funkowy rytm, bluesowy feeling, mocny śpiew, charakterystyczny dla gospel. Jest tu wszystko, co dziś podoba się słuchaczom za Oceanem i jest nagradzane przez Akademię przyznającą Grammy. Gdyby tak Beata Przybytek wydała swój album w Ameryce, to… kto wie, choć konkurencja tam mordercza. Obowiązkowa pozycja dla każdego słuchacza, idealna na prezent.
Marek Dusza
JAZZ SOUND