Po folkowym "The Overture And The Underscore" i dream popowym "What The Sea Wants, The Sea Will Have", Sarah Blasko wraca ze swoim trzecim longplayem. Tym razem jest to art popowe dzieło - "As Day Follows Night", które trudno zignorować.
Australijka na kolejnym albumie osiąga upragniony punkt w swoim rozwoju artystycznym, od którego można mówić, że ma "to coś", dzięki czemu jest charakterystyczna i rozpoznawalna. Dzieje się tak, mimo że zabiegi do których się ucieka nie są rewolucyjne. Sarah Blasko odwołuje się w swojej najnowszej twórczości do standardów granych na pianinie przy akompaniamencie smyczków. Jest w tym indie popowy klimat snu, ale wokalistka dodaje swoim głosem do muzyki jazzowego posmaku. Nie brzmi tak rozrywkowo jak Duffy, ale jednocześnie bardziej dojrzale.
Próżno szukać na "As Days Follows Night" nowoczesnych zabiegów producenckich. Instrumentarium, poza wyżej wymienionym ogranicza się jeszcze do basu i perkusji, ale nikt nie próbował tu ukrywać, że na pierwszym planie ma być głosy Sary. Słusznie, bo artystka jest w najlepszej formie od początku swojej kariery, czyli EPki "Prelusive" z 2003 roku. Kolejne kompozycje nie zanudzają. "All I Want" wprowadza klimat westernu, "Is My Baby Yours" wolnego flamenco, a "Lost & Defeated" jest po prostu jedną z tych piosenek, które w przyszłości powinny być bezpośrednio kojarzone z Blasko.
Uwielbiam obserwować taki rozwój osobowości jaki wyraźny jest u Sary na "As Day Follows Night". Choć zaczynała w wieku 27 lat, brzmiała jak nieśmiała, wystraszona dziewczynka. Dzisiaj jest pewna siebie i swojej kobiecości. Wie czego chce i co czuje. Choć zraniona, czuje dumę i jest niezależna. Nie boi się też o tym mówić. Przecież już na początku śpiewa: "Wierzę w cuda, ale nie takie, które możesz kontrolować"...
M. Kubicki
Universal