Odkąd szwedzkie trio Peter Bjorn And John przestało być "Młodymi ludkami", nie może się odnaleźć. Elektronika też ich raczej nie uratuje.
To może zacznę od podsumowania: na "Breakin`Point" nie ma żadnej piosenki klasy najważniejszych kawałków PBJ. Nie mówię już o hicie ponad hity, "Young Folks", ale choćby o "Nothing To Worry About" czy "Tailormade" (wskazania czysto subiektywne). Biła z nich młodzieńcza radość, kompozycyjna lekkość, wielka pewność siebie, że zajumało się z kuferka pana Boga talent do pisania hitów.
Peter Bjorn and John doszli do słusznego zresztą wniosku, że facetom z czwórką z przodu nie wypada już grać tak jak 10 lat temu. Szkoda, że zamiast zaserwować materiał dojrzały i przemyślany, panowie woleli januszowe bity i plastikową otoczkę.
Gitara akustyczna, trójgłosy i prosta perkusja - to wszystko tutaj jest. Jednak każdą piosenkę spowija elektronika rodem z tanich syntezatorów. W efekcie takie "Do-Si-Do" czy "What You Talking About?" brzmi kiczowato, zamiast przebojowo. Miał być mariaż Bee Gees i ABBA, wyszło granie toporne jak obecne na okładce młotki.
Jeśli miałbym szukać pozytywów, wskazałbym może na hipnotyzujący numer tytułowy, nawiązujący do ostatnich płyt The Black Keys "Nostalgic Intellect" czy najbliższy wczesnym dokonaniom Petera Bjorna i Johna "Hard Sleep". Reszta mnie nie tyle nudzi, co denerwuje. Niby to lepsze od obojętności, ale chyba nie tego oczekujemy od płyt "sympatycznych Szwedów".
Jurek Gibadło