Seun Kuti: Moja muzyka inspiruje zmiany w Afryce

26 października 2015 Wywiady

Afrobeat jest nie tylko gatunkiem muzyki, jest stylem życia. To ruch społeczny i polityczny, dotyka wielu aspektów życia mieszkańców Afryki. Afrobeat jest głosem ludu, bo nasza muzyka reprezentuje ludzi, jest formą ekspresji tego, co czują, o czym myślą i co robią - mówi syn Feli Kutiego, gwiazda festiwalu Skrzyżowanie Kultur.

 

– Jest pan synem Feli Kutiego, twórcy afrobeatu, jak pan określi tę muzykę?

– Afrobeat jest nie tylko gatunkiem muzyki, jest stylem życia. To ruch społeczny i polityczny, dotyka wielu aspektów życia mieszkańców Afryki. Afrobeat jest głosem ludu, bo nasza muzyka reprezentuje ludzi, jest formą ekspresji tego, co czują, o czym myślą i co robią. Nie skupiamy się na aspektach muzycznych, pokazujemy problemy wszystkich ludzi.

– Jak zaczęła się pana kariera?

– Najpierw uczyłem się grać muzykę klasyczną na fortepianie. Ojciec zabierał mnie na próby i kazał słuchać zespołu, wczuwać się w jego muzykę. Lubiłem jeździć z ojcem w trasy koncertowe, byłem bardzo blisko zespołu, czułem nastrój muzyki, tempo, wibracje płynące ze sceny.

Pewnego dnia zaprosił mnie na scenę. To było w Abudży, w Nigerii, byłem zaskoczony, ale szczęśliwy, pamiętam ten moment do dziś, choć to było bardzo dawno. Ojciec udzielił mi też ważnej rady: musisz obserwować, jak reaguje publiczność, dla niej śpiewasz i grasz. Dopiero w wieku czternastu lat zacząłem na poważnie uczyć się grać na saksofonie.

– Ojciec udzielał panu lekcji, jak grać afrobeat?

– Afrobeatu nie można się nauczyć, jak innych rodzajów muzyki. Można się nauczyć gry na instrumentach, teorii muzyki, ale afrobeat trzeba poczuć w sobie. Grałem z ojcem w każdy weekend od mojego ósmego roku życia, aż do jego śmierci. Był zaangażowany w ruch społeczny afrobeatu. Niewiele mówił mi o muzyce, za to dużo o życiu. A problemy w Afryce pozostają niezmiennie takie same. Bogaci stali się jeszcze bogatsi, a zwykli ludzie są w tej samej sytuacji od czterdziestu lat. Walczą o przetrwanie, nic się nie zmieniło.

– To przyczyna ogromnej fali uchodźców, którzy napływają do Europy?

– To tragiczna sytuacja, ludzie, którzy emigrują, trafiają do obozów i wcale nie poprawiają swojej sytuacji. Chciałbym, aby Afryka stała się lepszym miejscem do życia, żeby nikt nie musiał stąd uciekać, by poprawić swój byt. Staram się powiedzieć młodym rodakom, żeby uwierzyli w siebie i w Afrykę. Chcę dać im uśmiech, który zainspiruje ich do zmian. Nie chcę być tylko synem Feli Kutiego.

– O czym mówi pana nowy album "A Long Way To The Beginning"?

– Moje teksty odnoszą się do różnych aspektów świadomości. Wzywam do lepszego zrozumienia istoty człowieczeństwa i odpowiedzialności za kierunek, w jakim podąża ludzkość. Kieruję moje słowa nie tylko do Afrykańczyków, ale także do Europejczyków, Azjatów, Australijczyków i mieszkańców obu Ameryk.

Musimy zacząć od siebie, zmienić swoje spojrzenie na innych ludzi, na inne narody, na inne religie. Myśląc pozytywnie w kierunku zmian na lepsze, możemy zmienić świat, współistnieć i współdziałać w pokoju. Zysk i biznes to nie są podstawowe cechy człowieka, a dziś można odnieść takie wrażenie. Nie zmienimy takiego rozumowania, jeśli nie uświadomimy ludziom istoty człowieczeństwa.

Na swojej stronie internetowej publikuje pan listy otwarte do Nigeryjczyków, do czego pan ich nawołuje?

– Do empatii, do współczucia cierpiącym, do pomagania sobie nawzajem. Ale też do zjednoczenia i tolerancji, nawołuję do troski o nasze dzieci. Jest wiele problemów, poruszam je w swoich piosenkach, a czasem piszę odezwy do moich współobywateli. Chcę ich zainspirować do refleksji i działania. Razem odpowiadamy za naszą przyszłość, powinniśmy mówić jednym głosem.

– Wielu afrykańskich muzyków wyemigrowało, mieszkają w Paryżu i Londynie, czy tam także powstaje afrobeat?

– Nie mogę mówić za nich, bo mieszkam w Nigerii i tam tworzę. Muzyka mojego zespołu odnosi się przede wszystkim do tego, co czują moi bracia i siostry w Afryce. Okazuje się, że te problemy występują wszędzie, choć w innej skali. Wszędzie ludzie czują tak samo, mają te same potrzeby. Nieważne gdzie się tworzy, istotne, by wsłuchać się w głos ludzi, grać muzykę, którą czują, śpiewać o ich problemach.

– Mówiąc o problemach, nie przebiera pan w słowach, były kiedyś problemy z cenzurą w Nigerii czy gdziekolwiek indziej?

– Ciągle mam kłopoty, nie tylko w swoim kraju. Podczas koncertu w Memphis, w Ameryce organizator wyświetlił na ekranie wielki napis, że przeprasza wszystkich, którzy poczuli się obrażeni tym, co mówię i śpiewam. Ale ja wszędzie śpiewam, co chcę, nikt mi tego nie może zabronić.

– W Europie ma pan inną publiczność niż w Afryce, czy dostosowuje pan swój repertuar do miejsca, gdzie występuje?

– Nie, wszędzie moja muzyka brzmi tak samo, wszędzie śpiewam te same utwory. Wszędzie ludzie czują i myślą to samo: chcą pracować, lepiej żyć, chcą, żeby rządy traktowały wszystkich na równi. Różnica jest taka, że w Europie gramy dwugodzinne koncerty, a w Nigerii trwają cztery, a czasem pięć godzin, do białego rana. Zamieniają się w wielką wspólną zabawę.

– Na swoich płytach gości pan wielu muzyków spoza Afryki, co panu daje taka współpraca?

– Przede wszystkim to wielka radość znaleźć w świecie ludzi, którzy myślą tak samo. Te spotkania są także dla mnie lekcją, zawsze czegoś się uczę. Mój drugi album "From Africa with Fury: Rise” nagrałem w Londynie z pomocą Briana Eno i Johna Reynoldsa. Mieli duży wpływ na naszą muzykę, pokazali mi, jak pracować w studiu. Wcześniej musiałem sam o wszystko zadbać, a tu miałem obok doświadczonych producentów.

Dobrze nam się pracowało. Przede wszystkim zrozumiałem, że w studiu wszystko jest możliwe, mogę osiągnąć taki efekt, jaki tylko wymyślę. Przy Brianie czułem się jak uczeń w szkole. Na najnowszym albumie "A Long Way To The Beginning” współpracowałem z jazzmanem Robertem Glasperem. Jest nie tylko utalentowanym producentem, ale i muzykiem.

To było dla mnie bardzo ważne, bo mogliśmy się wymienić poglądami na brzmienie i to, co chcę nim wyrazić. Po raz pierwszy mieliśmy występujących gościnnie wokalistów i wokalistki. Robert pokazał mi, jak najlepiej wykorzystać te głosy. Był cierpliwym nauczycielem, dobrze rozumie naszą muzykę.

– Polska publiczność będzie oklaskiwać pana drugi raz, pamięta pan pierwszy występ?

– Oczywiście, to było w Gdyni w 2008 roku na festiwalu Globaltica. Publiczność reagowała żywiołowo, była gorąca atmosfera, czuliśmy się niemal jak w Afryce. Cieszę się, że będziemy występować w Warszawie na festiwalu prezentującym muzykę świata. Zagramy większość utworów z nowej płyty. Jestem z niej bardzo dumny, to najlepszy album, jaki dotychczas nagrałem.

Trasa koncertowa jest wyzwaniem dla całego zespołu, bo osiągnęliśmy w studiu bardzo mocne brzmienie. Zespół mojego ojca Egypt 80, na czele którego stanąłem po jego śmierci mając piętnaście lat, liczy czternaście osób, jesteśmy jak duża rodzina. Polska publiczność przekona się, czym jest afrobeat. Muzyka, którą grał mój ojciec Fela Antikulapo Kuti, nie straciła na sile ani na aktualności. Niesiemy jej przesłanie na cały świat.

Rozmawiał: Marek Dusza
Fot. Marek Dusza

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta maj 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio listopad 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu