VOO VOO: Co szybko wzlata, ulata

12 czerwca 2017 Wywiady

Spotkanie z zespołem Voo Voo w warszawskim Studiu U22 w Alejach Ujazdowskich rozpoczęło się od pytania oczywistego - co oznacza tytuł albumu.

- To tytuł banalny, najprostszy i najgłupszy zarazem - powiedział ze swoistym sarkazmem Wojciech Waglewski. - Takie są tytuły naszych albumów, że przypomnę poprzedni "Dobry wieczór" i wcześniejszą "Nową płytę". Ta siódemka stała się pretekstem do rzeczy ciekawszych, a poza tym numer siedem towarzyszy mi przez całe życie.

Numer PIN mojej karty jest złożony z kilku siódemek, numer rejestracyjny samochodu, numery mieszkań. Zacząłem się przyglądać tej liczbie i doszedłem do wniosku, jak wielkie ma znaczenie i jak mocny wydźwięk ma we wszystkich kulturach i religiach. Teraz oddaję głos mojemu młodszemu koledze, bo bardzo się denerwuje czekając.

- Ja chciałbym dodać, cytując mojego młodszego kolegę, że Wojtek mówi o tak poważnych sprawach, ale zapomniał o jednej ważnej rzeczy, o Siedmiu Zbójach - dodał Mateusz Pospieszalski z właściwym dla siebie humorem.

- Tak, zagraliśmy muzykę o Siedmiu Zbójach - potwierdził basista Karim Martusewicz.

- To są opowieści osobiste i metafizyczne - kontynuował Pospieszalski. - Ale podstawowe wytłumaczenie tytułu to siedem dni w tygodniu. Nasz kolega, który odpowiada za technikę w zespole, przygotował nam set-listę, żebyśmy wiedzieli, jaka jest kolejność utworów.

- Dlaczego zaczęliśmy album od "Środy? Jest taki stereotyp myślenia o tygodniu, żeby zaczynać w poniedziałek - powiedział lider Voo Voo. Weekend jest fajny, bo już w piątek można się lekutko natrąbić, w sobotę już człowiek trąbi na całego, w niedzielę lekkie wyczepianie, a w poniedziałek idzie się do pracy. Nasza praca przebiega w nieco innym trybie, nas ten cykl nie obowiązuje.

Najczęściej nasz weekend to jest wtorek i środa, a w sobotę i niedzielę najczęściej pracujemy ku państwa uciesze. Środa jest dniem w miarę neutralnym, nie budzi skojarzeń fajnych ani niefajnych. Jest usytuowana w środku tygodnia. - Jest to też kontynuacja albumu "Z środy na czwartek” (1989) - dodał Pospieszalski. - Ta "Środa” staje się cichym symbolem. Wojtek podsunął też pomysł, żeby zaczynać koncerty od utworu przyporządkowanemu danemu dniu, w którym występujemy.

- Czy ta płyta bardzo różni się od poprzednich - pada pytanie z sali.

- Jest też długogrająca - odpowiada Wojciech Waglewski. - Różni się tak samo, jak my różnimy się od tych chłopaków, jakimi byliśmy jeszcze trzy lata temu. Różni i nie różni. Nie różni się, bo nagrał ją zespół w tym samym składzie, który nagrał poprzednią płytę i jeszcze poprzednią. Nie różni się w tym sensie, że posługuje się językiem muzycznym, który jest wynikiem naszej współpracy od początku istnienia tego zespołu.

Skoro już zdecydowaliśmy, że będzie siedem utworów, to byłoby głupio, gdyby trwały po 3 minuty. Byłoby nieelegancko wydawać 21-minutową płytę długogrającą, chociaż mam takie w posiadaniu. Na "7" utwory są długie. Wydawało nam się, że czas, w którym te utwory się poruszają, powoduje, że pewne dźwięki nabiorą większego znaczenia dopiero wtedy, kiedy się pojawią np. w siódmej minucie.

Gdyby pojawiły się w trzeciej minucie, to byłyby bez sensu. Przygotowujemy wersję radiową utworu "Środa”, czyli ją skracamy, za czym nie przepadam, ale tak trzeba robić. W sumie jest to płyta, której motto jest zawarte w środku w postaci zdania, które polubiłem, ponieważ posłużyłem się językiem polskim, jaki wyszedł już z obiegu - "Co szybko wzlata, ulata". Mówiąc inaczej - co nagle, to po diable. Ta płyta jest o tym, żeby dać sobie czas, by zacząć przyglądać się sobie i światu. Wtedy ten świat może być piękniejszy niż ten, który postrzegamy pracując w korporacji przez tydzień i natrąbiając się w weekend. Słowem, przez pośpiech dużo tracimy. Szanuję Wojtka za to, że koncepcyjnie każda kolejna produkcja odbija się od tego, co było na poprzedniej, nie powtarza się - podkreślił Mateusz Pospieszalski. - Wyszukuje takie elementy i stylistyki, które dają nam, wszystkim członkom zespołu, możliwość poszukiwania. Naszą siłą jest chęć robienia rzeczy, których nie znamy.

Ten projekt właśnie taki jest. Żeby go odtworzyć na koncertach, musimy szukać takich muzycznych rozwiązań, żeby osiągnąć efekt, jaki został zapisany na płycie. Nagranie jest tylko pretekstem do tego, co wydarzy się na koncercie. Jesteśmy po występie w Trójce, który dał nam możliwość sprawdzenia, na ile jesteśmy w stanie zagrać te nowe dźwięki. Dla mnie to była świetna zabawa, oczywiście traktowana poważnie. Rzeczywiście w naszej muzyce zaczęły się pojawiać nowe elementy. Po odsłuchu pierwszych trzech utworów z płyty "7”: "Środa", "Czwartek" i "Piątek" na topowym zestawie Denona i kolumnach Sonus Faber Elipsa, w Studiu U22 nastąpiła druga część spotkania z zespołem Voo Voo. Zaproszony przez gospodarza, Piotra Welca, zacząłem od podzielenia się pierwszymi wrażeniami.

- Do tej pory większą przyjemność od słuchania waszych płyt sprawiała mi obecność na Waszych koncertach. Teraz ciarki chodziły mi po plecach podczas słuchania Waszego albumu. (Może to była też zasługa zestawu audio i specjalnej atmosfery odsłuchu). Przymknąłem oczy i widziałem balet Piny Bausch w "Środzie”, czułem ducha Johna Coltrane`a w "Czwartku", wpadłem w trans przy "Piątku”, gdzie słychać echa minimalistów. Nie mogę nie zapytać o inspiracje, jakie panu i zespołowi towarzyszyły przy tworzeniu nowej płyty.

- Gdzieś w aurze krążą dźwięki, które w organizmie zaczynają dominować. Jakieś dziesięć lat temu, kiedy zaczynałem prezentować muzykę w Trójce, był boom na czysty rock: The White Stripes, The Kiss, muzykę riffową, gitarową. To nam się też udzieliło i przez dwa czy trzy lata graliśmy w tym stylu. Nagle te zespoły zniknęły z medialnego obiegu i ten nastrój radosnego uprawiania rockandrolla przestał mi się udzielać. Muszę przyznać z pewnym wstydem, że do muzyki młodzieżowej jest mi coraz dalej.

Rock stał się wręcz formą klasyczną. W mediach nie występuje już w czystej postaci, ponieważ utwory radiowe nie trwają dłużej niż trzy i pół minuty. Takie zespoły jak Radiohead, artyści jak Nick Cave czy Neil Young, którzy mnie najbardziej interesują, w mediach nie występują, poza audycjami autorskimi. Bliska stała mi się muzyka, która jest, zresztą z wzajemnością, na bakier z mediami, i taka, która potrafi zachęcić do przeżywania czegoś szlachetniejszego.

Z drugiej strony, powróciłem do fascynacji twórczością Steve`a Reicha, Philipa Glassa, Terry`ego Rileya i znowu dużo słucham ich muzyki. Ale także powróciłem do muzyki źródłowej, bo nie byłoby dzieł tych twórców, gdyby nie ich podróże po Afryce. Doszedłem do takiej odkrywczej myśli, którą odkryło już paru facetów przed moim urodzeniem, że im bardziej awangardowa muzyka, tym głębiej sięga do korzeni. W tym sensie ta szlachetność muzyki korzennej zaczęła nas znowu interesować.

Pojawił się jeszcze jeden czynnik, który nas sprowokował do nagrania takiej płyty - coraz większa liczba świetnych miejsc do grania. Nie mówię nawet o NOSPR czy Filharmonii Szczecińskiej, bo to są sale znane i podziwiane, ale powstaje mnóstwo ośrodków kultury w małych mieścinkach. Czasy, w których buduje się sale, gdzie na środku stoi słup, jak w Klubie Remont, są na szczęście za nami. W tych nowych salach można się bawić brzmieniem, ciszą, przestrzenią. Zaczęliśmy odczuwać coraz większą satysfakcję, kiedy okazało się, że ciche, spokojne, przestrzenne granie zaczyna nam przysparzać, o dziwo, coraz większą publiczność.

Poszliśmy więc za ciosem. Album "7" został tak skonstruowany, żeby pozwolić nam na nowe środki wyrazu. Trochę inaczej, niż wcześniej, potraktowaliśmy bębny i bas. W większości utworów bas nie gra z dużym bębnem, tylko go uzupełnia. Werbel w klasycznej postaci jest tylko w dwóch czy trzech utworach. W pierwszym utworze słychać darcie gazety. Tu pojawił się kłopot, bo musimy unikać polskiej prasy, żeby nie narazić się na posądzenie, że sprzyjamy jakiejś opcji politycznej. Jest dużo drobiazgów, które mają swoją wagę, np. dzwoneczek tybetański, który pojawia się tylko raz.

Marek Dusza

Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta maj 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio listopad 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu