Trasa koncertowa w ramach 25-lecia zespołu IRA trochę się przedłużyła i zahaczyła o rok obecny. Jak wspominasz Wasze świętowanie?
Artur Gadowski: - Było bardzo fajnie, bo zagraliśmy mnóstwo koncertów w ramach obchodów tej naszej rocznicy. Mimo że mieliśmy ustalony program koncertowy, to każdy występ był tak naprawdę inny. Cieszy nas przede wszystkim to, że publiczność pojawiała się na tych koncertach (śmiech). Zawsze to była okazja do dobrej zabawy, także dla nas. Myślę, że niczego więcej nie może chcieć gitarowa kapela taka jak IRA po dwudziestu pięciu latach grania.
Dostaliście na pewno mnóstwo urodzinowych prezentów od fanów, co widać także i dziś. A czy któryś z nich sprawił najwięcej frajdy?
- Bardzo podoba mi się prezent, który otrzymałem dosłownie przed chwilą, tu w Lublinie. Bo każdy z nas dostał wyjątkowy album ze swoimi zdjęciami i wpisami fanów. Rzeczywiście otrzymujemy sporo prezentów od fanów, ale zazwyczaj są przygotowane dla całego zespołu. Ten, który trzymam w rękach, został przygotowany specjalnie dla mnie i to jest naprawdę super.
A czy mógł byś opowiedzieć kilka słów o wspólnym prezencie dla kapeli, ale dość dużych rozmiarów? (śmiech)
- To rzecz naprawdę wyjątkowa. Dostaliśmy gitarę, której długość wynosi ponad cztery metry. Zrobił ją nasz kolega, który jest księdzem proboszczem w Orlando w Stanach Zjednoczonych i jest też naszym fanem (śmiech). Ten nietypowy prezent można obejrzeć w Radomiu w jednym z centrów handlowych.
Jaki macie pomysł na to, by przez wiele lat utrzymać przy sobie wiernych fanów, którzy nie tylko dość tłumnie przychodzą na koncerty, ale i oblegają Was, by porozmawiać czy zdobyć autograf?
- Cała rzecz polega właśnie na tym, że my nie mamy na to żadnego pomysłu. Tak się dzieje w naturalny sposób, bo my po prostu gramy swoją muzykę i staramy się to robić solidnie i uczciwie.
Ale obserwujesz, jak ci fani zmieniają się przez te ćwierć wieku czy też dorastaja wraz z IRĄ?
- To prawda, że dorastają z nami. W tej chwili często jest tak, że członkami naszych fan klubów są dzieci tych, którzy towarzyszyli kapeli na samym początku. Na nasze koncerty przychodzą już chyba nawet trzy pokolenia, ale myślę, że to jest normalne w przypadku zespołu, który zaczynał grać dwadzieścia pięć lat temu.
Cofnijmy się do samych początków grupy. Czy pamiętasz pierwszą próbę czy pierwszy koncert z IRĄ?
- Pierwszą próbę pamiętam doskonale, bo z chłopakami zagrałem piosenkę "Zostań tu". Nie miała jeszcze tekstu, ale napisałem go jeszcze tego samego wieczoru i następnego dnia był już praktycznie gotowy. Dlatego tak to utkwiło mi w pamieci, bo chyba raz w życiu zdarzyło mi się tak szybko napisać słowa do piosenki, którą przez tyle lat ciągle gramy na koncertach.
To jest też utwór, którym debiutowaliśmy w 1988 roku na festiwalu w Opolu. Jeśli chodzi zaś o pierwszy koncert, bardziej bym nazwał to pierwszym występem na eliminacjach do przeglądu kapel i zagraliśmy tam trzy czy cztery piosenki. To fajne wspomnienie, bo występowaliśmy w miejscu, w którym był dom kultury i sala koncertowa, a teraz mieści się tam bank. Tak to upływ czasu przelicza się na pieniądze (śmiech).
A jakie wydarzenia z dotychczasowej działalności kapeli wryły się głęboko w Twoją pamięć?
- Takim bardzo dużym przeżyciem dla nas było 15-lecie zespołu IRA. To był jeden koncert a nie cała trasa jak teraz. To wydarzenie organizowaliśmy sami i niewiele osób chciało nam w tym pomóc. Nie liczyliśmy na to, że tak wielu fanów pojawi się na tym koncercie, a podobno na widowni było około siedem i pół tysiąca ludzi. To była dla nas ogromna nagroda za tych kilkanaście lat grania.
Innym wspomnieniem, ciągle żywym w nas, jest występ przed grupą Aerosmith w 1994 roku. To było wyjątkowe przeżycie, bo kilka lat wcześniej powiedziałem w jednym z wywiadów, że moim marzeniem byłby występ na tej samej scenie co Steven Tyler i jego kapela. I to potem się spełniło. Mało tego, bo nie tylko zagraliśmy koncert, ale i poznaliśmy się z muzykami Aerosmith. Dzień wcześniej zaprosili nas do klubu, spędziliśmy razem trochę czasu, porozmawaliśmy i było naprawdę super. A dwa czy trzy lata temu jeden z naszych przyjaciół spotkał członków Aerosmith podczas któregoś z europejskich festiwali. I gdy Steven Tyler dowiedział się, że przyjechał z Polski, to stwierdził: "Myśmy przed laty grali w Polsce koncert z zespołem IRA. Oni występują nadal?". Gdy usłyszał, że dalej gramy, to dodał: "Pozdrów ich od nas". Po prostu niesłychana historia, o której nigdy byś nie pomyślał, że mogła się zdarzyć a jednak...
Gracie trasę z okazji dwudziestu pięciu lat, które minęły od powstania zespołu IRA jednak kapela miała kilka lat przerwy w swojej działalności. Czy żałujesz, że zniknęliście w połowie lat 90. ze sceny?
- W tamtym okresie nikt już nas nie zapraszał na koncerty, więc nie mieliśmy z czego żyć. Każdy z nas miał różne pomysły na to, co robić dalej. Ja chciałem dalej zajmować się muzyką i nagrałem dwie solowe płyty, a niektóre piosenki z tamtego okresu gramy także na koncertach. Nic złego w tym, że IRA na kilka lat przestała grać nie widzę. Widocznie tak musiało być...
W całej historii zespołu IRA charakterystyczne jest to, że zmieniali się tylko gitarzyści, reszta członków kapeli jest stała. Z czego to wynika?
- Działo się tak w naturalny sposób, ale obecny skład, jeśli spojrzeć na naszą historię, gra najdłużej. To chyba świadczy o tym, że to nam się to wszystko należycie poukładało i jest nam razem "po drodze".
Który z dotychczas nagranych, dziewięciu albumów studyjnych IRY cenisz najbardziej?
- Żadnej z naszych płyt nie słucham w domu, bo wolę grać te piosenki na żywo. A koncertujemy naprawdę dużo, więc nie mam potrzeby, by sięgać po te krążki.
Pracujecie teraz nad kolejnym albumem. Kiedy ukaże się on na rynku?
- Wszystko na to wskazuje, że krążek trafi do sklepów w kwietniu.
Znamy już dwie piosenki z tej płyty - "Taki sam" i "Szczęśliwa". Ile utworów ostatecznie trafi na krążek?
- Wkrótce pojawi się na antenach radiowych trzeci nasz singiel. Co do ilości piosenek to już się pogubiłem, bo tak naprawdę przygotowane są dwie płyty. To jest trochę tajemnica (śmiech). Jeden krążek to będą utwory zupełnie premierowe, a na drugim będą niespodzianki - piosenki niekoniecznie nowe, ale w wersjach dotąd nieznanych. Nie będę zdradzał, czego można się spodziewać po tym wydawnictwie, bo nie potrafię opowiadać o muzyce. Uważam, że samemu należy posłuchać, by ocenić, czy się coś podoba, czy nie. Niewątpliwie będzie to zespół IRA (śmiech).
Czy wystarczy Wam energii do grania, by świętować na scenie nie tylko 30-lecie, ale i kolejny okrągły jubileusz?
- Mam nadzieję, że tak będzie. Na koncertach staramy się dawać z siebie wszystko, bo to działa w taki sposób, że gramy utwory, które sami lubimy i które sprawiają nam przyjemność. To automatycznie działa też na publiczność, bo gdy robimy coś, co daje nam radość, to i słuchacz wyjdzie z naszych koncertów zadowolony.
Funkcjonujesz już od dłuższego czasu na polskiej scenie. Jak oceniasz nasz rynek muzyczny?
- W Polsce trudno jest mówić o czymś takim jak polski rynek muzyczny. Mieszkamy w kraju, który został pozbawiony możliwości rozwoju tego rynku. Stało się tak, bo komercyjne media szły na łatwiznę i prezentowały to, co zostało już wylansowane na świecie, a w ogóle nie interesowały się tym, co się dzieje nad Wisłą. Takie działanie doprowadziło do tego, że w Polsce nie mogłeś być oryginalny, lecz by Cię zauważono, musiałeś być polskim odpowiednikiem wykonawcy, który już gdzieś istnieje.
Jeżeli byłeś oryginalny, to pies z kulawą nogą się tobą nie zainteresował, bo nie było odważnego, który zaprezentowałby publiczności twórczość, jakiej jeszcze nie było. W naszym kraju są oczywiście oryginalni artyści, ale nie są po prostu szeroko znani. Mam jednak nadzieję, że to się w koncu zmieni.
Od niedawna obowiązują przepisy, które obligują rozgłośnie do grania polskiej muzyki w porze normalnej słuchalności a nie tylko po nocach...
- Wierzę, że ta nowa ustawa zmusi ludzi pracujących w stacjach radiowych do poszukiwania polskich artystów, którzy są nowi, intrygujący, oryginalni, a nie są tylko kopią artysty zagranicznego.
W obecnych czasach poszukuje się w dodatku wykonawców w przeróżnych "talent show", których zwycięzcy dostają niemal od razu możliwość wydania płyty. Wy, zanim wydaliście swój pierwszy krążek, musieliście spędzić wiele godzin w sali prób i przekonać do siebie publiczność na koncertach...
- Pozornie wydaje się, że uczestnikom "talent show" jest łatwiej niż nam przed ponad dwudziestu laty, ale tak naprawdę jest im dużo trudniej. Oni odnoszą "coś" w rodzaju sukcesu, bo nagrywają płytę, a ich piosenki prezentuje telewizja i radio. Potem się jednak okazuje, że jest to sztucznie napompowana sytuacja i nie ma właściwie zbyt wielu chętnych do kupienia takiego krążka.
Ta inwestycja jaką jest wyprodukowanie płyty i próba wylansowania takiego artysty czy zespołu okazuje się wtopą finansową, więc już dalej firma fonograficzna nie jest zainteresowana takim wykonawcą. Zostaje on na lodzie i tę szansę na zrobienie czegoś łatwo jest zaprzepaścić. Jeżeli to się dzieje za szybko i w sztuczny sposób, to niestety nie przetrwa próby czasu, a ludzie w to nie uwierzą.
To też jest zabawne, że w tych wszystkich "talent show" ludzie śpiewają głównie piosenki po angielsku a przecież jesteśmy Polakami i mamy swój język ojczysty, który coraz mniej jest zrozumiały (śmiech). Wszystko jest postawione na głowie, bo - nie oszukujmy się - te programy nie są po to, by promować tych wykonawców, którzy w nich biorą udział. "Talent show" są po to, by walczyć o oglądalność stacji telewizyjnej i lansować członków jury, którzy w nich uczestniczą. Ile już mamy za sobą edycji tych programów? I chyba nikt z wykonawców, którzy w ten sposób zadebiutowali, nie przetrwał nawet jednego roku, a co dopiero mówić o latach na scenie.
Debiutowaliście w czasach, gdy płyty wydawane były na winylach, obecnie musicie raczej dbać o to, by najmłodsi fani mieli dostęp do Waszej muzyki w formacie mp3...
- Świat się zmienił, a ja nie mam na to najmniejszego wpływu. Mnie marzyłoby się, by najnowsza nasza płyta ukazała się na winylu, ale kto to kupi? Ja bym kupił, bo mam na czym słuchać (śmiech). Jeśli zaś chodzi o pokolenie słuchaczy korzystające z muzyki w formacie mp3, to ja nie widzę w tym nic złego, bo zmienił się tylko nośnik danych i nic więcej.
Kończąc tę trochę wspominkową rozmowę, chciałbym dowiedzieć się czego życzyć na kolejne lata zespołowi IRA?
- Można nam życzyć chyba jedynie tego, byśmy my się zbytnio nie zmienili. By pozostała w nas radość z tego, że możemy wyjść na scenę, zagrać dla publiczności i by to co robimy sprawiało także przyjemność innym.
I by rock'n'roll Was konserwował...
- Oby, bo wiek trochę daje znać o sobie (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Piotr Wojtowicz
Fot. Mariusz KOBARU Kowal / www.kobaru.pl