- O czym opowiada piosenka "The Sun Won`t Set" otwierająca pani nowy album "Traces of You"?
- Tytułowe słońce to imię mojego ojca w sanskrycie – Ravi. Opowiada o moich przeżyciach związanych z czasem, kiedy odchodził. To przywilej artysty opisać stan smutku w tak piękny sposób.
- Jak pani wspomina Raviego Shankara?
- Był moim ojcem, moim guru i moim nauczycielem muzyki. Pamiętam dobrze pierwszą lekcję, choć trwała nie więcej niż dziesięć minut. Miałam wtedy siedem lat, siedzieliśmy w ogrodzie, ojciec dał mi sitar i ułożył moje palce na strunach. Kiedy miałam dziewięć lat zaczęłam z nim regularne lekcje gry. Ale muzyka była częścią mojego życia już wcześniej, zanim wzięłam do ręki instrument. Rozbrzmiewała w moim rodzinnym domu, od kiedy pamiętam. Był zawsze pełen muzyków.
- Łatwo jest grać na sitarze?
- Bardzo trudno, to instrument wymagający dyscypliny i wielu godzin codziennych ćwiczeń. Zanim dałam pierwszy koncert w New Delhi mając trzynaście lat, musiałam się wiele nauczyć.
- Gry na sitarze uczyła się pani od ojca, a nie w szkole, w Indiach?
- Nie mamy szkół muzycznych, każdy uczeń ma swojego guru, który prowadzi go do poznania technik gry, kompozycji i sztuki improwizacji. To tradycyjny sposób nauki przekazywany z mistrza na ucznia. Nauczyciel dobiera indywidualny cykl ćwiczeń. Jest przyjęte, że ma jednego nauczyciela przez cały okres nauki, a także późniejszej kariery.
- Czym charakteryzuje się muzyka Indii?
- Najważniejsze, co od razu da się zauważyć, to niemal kompletny brak harmonii. To zupełnie inna muzyka niż zachodnioeuropejska, która oparta jest na harmonii i kontrapunkcie. Rozwijamy muzykę wychodząc od melodii. Jej formy są zawarte w ragach stanowiących podstawę improwizacji. W indyjskiej muzyce klasycznej utwór zaczyna się od kombinacji linii melodycznych pozbawionych rytmu. Następnie dochodzą rytmy o różnym metrum: na trzy, cztery, pięć i tak dalej, zależy jak wiele uderzeń potrafi wykonać wirtuoz tabli czy innego instrumentu perkusyjnego.
Podstawą utworu jest relacja pomiędzy melodią a rytmem – to klucz do zrozumienia muzyki indyjskiej. Instrumentowi solowemu zawsze towarzyszy rytm instrumentów perkusyjnych. Oczywiście są modyfikacje tych zasad, które są rozwijane od wieków do dziś. Istnieją różnice pomiędzy muzyką Indii Północnych i Południowych. W każdym z regionów jest duża różnorodność stylistyczna. Klasyczna muzyka hinduska, podobnie jak klasyka europejska, jest bardzo skomplikowana, ma głębokie korzenie i ogromne osiągnięcia. Trzeba je poznać i respektować.
- Do Polski docierają filmy wyprodukowane w Bollywood, a wraz z nimi muzyka. Czy ma ona związek z klasyczną muzyką Indii?
-Znacznie mniejszy niż pięćdziesiąt lat temu, w początkach Bollywood. Kiedyś muzyka filmowa miała bardzo silne korzenie w indyjskiej klasyce. Teraz jest bliższa zachodniej muzyce pop.
- Album zamyka ballada "Unsaid", którą napisała pani z przyrodnią siostrą Norah Jones.
- Przyleciałam na kilka dni do Nowego Jorku. Kiedy Norah zobaczyła mój tekst napisany w samolocie, usiadła do fortepianu, zaczęła grać i śpiewać melodię, która przypomniała mi temat mojego ojca napisany do musicalu "Pather Panchali" kilka dekad temu. Jak się okazało, moja siostra nie znała go. To było zaskakujące.
- Norah Jones śpiewa także tytułowy utwór "Traces of You", który napisała pani razem z Nitinem Sawhneyem. Opowiada o tych, którzy odeszli, a jednak są nadal w nas. Tak podkreśla pani łączność pokoleń?
- Myślę, że przeszłość kreuje teraźniejszość. A teraźniejszość wpływa na przyszłość. Tym samym przenosimy przeszłość do przyszłości. To działanie tworzy linię łączącą ludzi, rzeczy, zdarzenia, określa współzależności między nimi.
- O czym opowiada instrumentalny temat "Maya"?
- W dzieciństwie dowiedziałam się, że hinduska filozofia uznaje świat za iluzję. Jednak życie przynosiło mi dowody na to, że jest realne. Interakcje między ludźmi są realne, miłość jest jak najbardziej realna, bo jest w niej prawdziwy, drugi człowiek. Ale kiedy siadam czasem do Facebooka, wydaje mi się, że nie wszystko jest w nim realne. Zbyt chętnie wchodzimy w wymyślony świat, wierząc, że jest prawdziwy. Musimy przeżyć własne życie, a to wymaga odwagi. Nie można ulegać iluzji, trzeba poznawać prawdziwy świat i przeżywać go prawdziwie.
- Które występy z innymi artystami pamięta pani najlepiej?
- Było ich tak wiele... Występowałam na koncercie Rainforest Foundation, w którą zaangażowany jest Sting. Jego żona Trudie poprosiła mnie, żebym zagrała z nim. Byłam wtedy bardzo młoda. Do dziś utrzymujemy kontakty. Zagrałam na koncercie pamięci George`a Harrisona w Royal Albert Hall w Londynie. To było wydarzenie na wzór słynnego "Concert for Bangladesh", który wykreował mój ojciec.
- Wzięła pani udział w nagraniu utworu na album "Imagine Project" Herbiego Hancocka. Co pani sądzi o zebraniu na nim artystów z całego świata?
- Wspaniała kompozycja Johna Lennona "Imagine" dała początek projektowi, celebrującemu różnice i podobieństwa pomiędzy ludźmi i kulturami, które reprezentują. Wersja Herbiego Hancocka jest bardzo ciekawa. To dobry pomysł, żeby mogli wykonać go różni artyści. To także znak czasów, coraz częściej dochodzi do spotkań muzyków z najdalszych stron świata. Następuje między nimi istotna wymiana idei i doświadczeń. Ja nagrałam utwór "The Song Goes On", w którym występuje także Wayne Shorter, K.S. Chithra i Chaka Kahn. Wykonywana wspólnie muzyka zachęca do dialogu pomiędzy ludźmi.
- Skąd pani fascynacja flamenco na poprzedniej płycie "Traveller"?
- Album jest rezultatem mojej muzycznej ciekawości. Wiedziałam, że korzenie flamenco tkwią w muzyce klasycznej Indii. Przynieśli ją do Hiszpanii Cyganie. Chciałam sprawdzić, co się stanie, jeśli zagłębię się w tę muzykę, zagram z twórcami flamenco i wymienimy nasze doświadczenia.
- Czy zainteresowanie muzyką Indii rośnie?
- Jest jak fala, to rośnie, to opada. Nie było mnie na świecie, kiedy pod koniec lat 60. cieszyła się największym zainteresowaniem, głównie za sprawą The Beatles. Różne kultury mają swój czas w kontekście globalnym. Nie sądzę, żeby wszyscy nagle zaczęli uprawiać jogę, a muzyka Indii osiągnęła status popu.
Mój ojciec skutecznie spopularyzował tę muzykę, jest duże grono ludzi na całym świecie stale interesujące się nagraniami i koncertami, poszerzające swoją wiedzę na jej temat. Wydaje mi się, że ten krąg zainteresowania poszerza się, co mogę obserwować na swoich występach. Nie sądzę jednak, żeby osiągnęła popularność muzyki klasycznej czy jazzu, a właśnie fani tych stylów najczęściej przychodzą na moje koncerty.
- Co pani sądzi o skrzyżowaniu muzyki indyjskiej z jazzem, np. jak to robi John McLaughlin z grupą Shakti?
- Uwielbiam ich muzykę, jest błyskotliwa. Ale nie można generalizować, rezultat zależy od wrażliwości i klasy artystów. Skrzyżowanie stylów to niebezpieczne miejsce, nie zawsze powstają interesujące projekty.
Rozmawiał: Marek Dusza