"W operze jest teatr, kostium, scenografia, balet, orkiestra i śpiew. Ale najważniejsze są emocje, które sobą niesie". - mówi w rozmowie z nami Alicja Wegorzewska, śpiewaczka operowa.
- Dlaczego postanowiła Pani nagrać album popowo- klasyczny?
- Kiedy już zaśpiewałam siedem produkcji "Carmen" Bizeta, trzy razy "Orfeusza i Eurydykę" Glucka, "Gwałt na Lukrecji" Brittena, pomyślałam, że mijają lata, a ja nie mam płyty dokumentującej mój artystyczny dorobek. Jeździłam od przedstawienia do przedstawienia, śpiewałam mniejsze, większe gale i niewiele pozostanie, raptem dotychczas trzy płyty, poza wspomnieniem i dokumentacją.
- Jak narodziła się idea Pani albumu "I colori dell`amore"?
- Miałam ją nagrać z Grzegorzem Ciechowskim, z którym spotkałam się w 1999 r. przy realizacji soundtracku do "Wiedźmina". Nie mieszkałam wtedy w Polsce, ale przy każdej wizycie przywoziłam pomysły, które bardzo mu się podobały. Wiadomość o śmierci Grzegorza wstrząsnęła mną. Trzynaście lat temu poddałabym się mu całkowicie. Powiedziałabym: "Grzegorz, rób, co chcesz, tak mi się podoba wszystko, co robisz. Czy to będzie mroczne, gotyckie, radosne, czy nastrojowe, zaśpiewam, jak mi każesz".
Oglądając koncerty Shirley Bassey, Barbry Streisand, Lary Fabian, myślałam, że przecież one mają operowe głosy, a jednak wybrały muzykę środka. Tego najbardziej fascynującego w warstwie muzycznej i słownej - poetyckiej. Urzekają mnie eleganckie produkcje Davida Fostera. To jeden z najlepszych producentów, jego nagrania mają klasę najlepszych bigbandów, jak i klasycznych orkiestracji. Nie powstydziłby się ich żaden kompozytor muzyki poważnej. To właśnie są moje inspiracje.
- Nagrała Pani album marzeń?
- Udało mi się. Trzeba umieć marzyć, a potem marzenia wcielać w życie. Album nagraliśmy w studiu Sound & More, jednym z najlepszych w Polsce. Nad nagraniem czuwał nie tylko realizator, ale muzyk Rafał Smoleń. Kiedyś zapytałam go, kto jest najlepszym fachowcem od masteringu. Powiedział, że Bob Katz z Los Angeles, wielokrotny laureat Grammy. "To wchodzimy w niego" - powiedziałam. Bob nie od razu podjął się tego zadania. Musiał posłuchać przesłanych plików. Któregoś dnia zadzwonił do naszego realizatora Rafała Smolenia, żeby coś ustalić. To tak, jakby do mnie zadzwonił Placido Domingo.
Rozmawiali o tej płycie pół godziny, mówił, żebyśmy zwrócili uwagę na smyki i inne szczegóły. Właśnie to robiliśmy. Chciałam mieć świetnie zrealizowany album. Moim wzorem są płyty Davida Fostera i np. Rod Stewart w Royal Albert Hall "One Night Only". One są takie świetliste, aż chce się ich słuchać. Tego nie ma w naszych produkcjach. Polskie płyty brzmią tak, jakby głośniki ktoś nakrył kocem, wszystko w nich dudni i kotłuje się. Myślę, że wyślę ten album Fosterowi, ciekawa jestem, co odpisze.
- O czym opowiadają pani piosenki?
- Każda z nich jest jak film. "Dentro di me" opowiada o kobiecie, która całe życie ufa swojemu mężczyźnie dając mu siebie, ale widzi, jak on ją rani. Nie daje tego po sobie poznać, ból zostaje w niej. "Mi Manchi" jest o rozstaniu, ale jeśli miłość była silna i prawdziwa, to zawsze w nas zostaje.
Oszukuję się, że mogę mieć każdego, ale brakuje mi ciebie – śpiewam. "La musica" to hołd dla muzyki, która weszła we mnie, kiedy byłam dzieckiem, jak mnie zmieniła, jaką daje mi siłę. "Mamma" to powolny, ilustracyjny utwór. Opowiadam w nim o tym, jaki wpływ ma na mnie moja mama.
Choć podróżuję, bywam daleko, zawsze czuję jej obecność. "La storia di una notte" mówi o kobiecie, która się zakochała, a mężczyzna traktuje ją jak przygodę na jedną noc. Wychodzi, nie dzwoni i nie pisze. "Venice" to miasto, gdzie poczęła się moja córka Amelia. Na drugie imię wybraliśmy z mężem dla niej Venice.
Właśnie w Wenecji aniołowie przynieśli ją nam na skrzydłach. Jest wszystkim w moim życiu: światłem, słońcem, solą, deszczem, mgłą, zawieruchą. Chcę pokazać jej tą piosenką, że może wszystko osiągnąć, a jest bardzo utalentowana, pięknie śpiewa. Jeśli otworzy swoje serce, wzleci wysoko. "Margherita" opowiada o przyjaźni, a została napisana dla mojej przyjaciółki Małgorzaty, która bardzo mnie dopinguje do nagrywania płyt.
"Tyle pięknych piosenek śpiewasz, a nie nagrywasz ich" - mówiła. "1 Giugno" - 1 czerwca zmarła na raka moja przyjaciółka, która była matką chrzestną mojej córki. To była młoda kobieta, osierociła troje swoich dzieci, a dziesięć lat wcześniej w wypadku zginął jej mąż. Zmarła w Dzień Dziecka. "Perche" jest o ludziach, którzy nie wiedzą, czego chcą, skaczą z kwiatka na kwiatek. "Nella Vita" mówi o osobie, o której wiemy, że to właśnie jest ta, na zawsze. Daje spokój, wszystko ogarnia, inne rzeczy i sprawy stają się nieważne. Album zamyka "Liberta" – wolność, którą musimy znaleźć w sobie, żeby stworzyć prawdziwy związek.
- Śpiewa Pani o różnych odcieniach miłości, od radosnych do tragicznych.
- Taki jest tytuł albumu "I colori dell`amore" - kolory miłości, opowiadam o uczuciach do matki, przyjaciółki, do córki, do ludzi którzy odeszli, i tych, którzy są i wreszcie do muzyki, która jest podstawą mojego życia. Nie wszystkie historie wzięłam ze swojego życia, niektóre mogą się zdarzyć lub przytrafiły się innym. Jedne są prawdziwe, inne - fikcyjne.
- Napisała Pani teksty do większości kompozycji na płycie. Ale dlaczego po włosku?
- Bo to niezwykle śpiewny język, wszyscy chcą śpiewać po włosku. Josh Groban śpiewa po włosku, Bocelli chce śpiewać piosenki Franka Sinatry po włosku. Kocham włoski, dobrze znam ten język i świetnie mi się pisało te teksty. To było moje marzenie i spełniło mi się. Ta płyta zaczęła się od piosenki Bogdana "Dentro di me", która powstała najpierw w języku francuskim, ale ja miałam inną wizję.
- Jak przygotowywała się Pani do nagrania tego albumu?
- Najpierw powiedziałam Tomkowi Szymusiowi, że bardzo bym chciała nagrać album w stylu produkcji Davida Fostera. Tomek ma ogromny potencjał, ale wykorzystuje go tylko w muzyce rozrywkowej. Na zakończenie Festiwalu Kiepury w Krynicy zrobiliśmy razem koncert w stylu "Pavarotti & Friends". Mój nazywał się oczywiście "Alicja & Friends". Wystąpili m.in.: świetny akordeonista, znakomity skrzypek, zaśpiewał baryton. Wyszły nam naprawdę efektowne duety od "Something Stupid" przez musical do tanga.
Tomek napisał przepiękne kontrapunkty muzyczne do solowych instrumentów. Dwa cudowne utwory napisał Bogdan Kierejsza, a Tomasz Betka trzy tematy. Są też covery, takie jak "Caruso" czy "Mi Manchi", a także kompozycje zagranicznych twórców. Temat "La musica" napisała Szwedka Anna Kornelia Aberg. Ale mamy też Sharon Vaughn, Remi Lacroix czy też Frederica Kempe, który pisze wspaniałe piosenki m.in. dla szwedzkiej śpiewaczki operowej Maleny Ernman. Ta zjawiskowa mezzosopranistka jest członkiem Szwedzkiej Królewskiej Akademii Muzycznej, a przy tym jest absolutną showmanką. W 2009 r. pojechała nawet na konkurs Eurowizji do Moskwy, gdzie zaśpiewała dyskotekową piosenkę "La voix". Później nagrała ją nawet Anna Netrebko.
- Na czym polega magiczna siła opery?
- W operze jest teatr, kostium, scenografia, balet, orkiestra i śpiew. Ale najważniejsze są emocje, które sobą niesie. Wyjaśnię to na własnym przykładzie. Na studiach słuchałam w kółko arii "Casta Diva" z opery "Norma" Belliniego w wykonaniu Marii Callas. Ona miała niesamowity ból w głosie i potrafiła go wyśpiewać. Siedziałam całą noc i słuchając płakałam. Słuchałam każdą komórką mojego ciała, czułam, jak jej śpiew wpływa mi w każdą żyłę. Takich emocji szukam w życiu.
Fot. Rafał Masłow / SONY Music