YBA INITIAL CD
Lecteur CD (jak mówią Francuzi) przyciąga wzrok dużą maskownicą szuflady. Powyżej jest wyświetlacz o zielonkawym zabarwieniu, a z boku metalowe, płaskie przyciski. Tył jest wyposażony tylko w podstawowe wyjścia - parę analogowych RCA (złocone, zakręcane), wyjście cyfrowe na takim samym gnieździe oraz gniazdo sieciowe IEC.
Rzut oka do wnętrza YBA INITIAL CD rodzi mieszane uczucia - w tak drogim urządzeniu rzadko spotyka się tak "tanio" wyglądający układ. Niemal cały pochodzi z nieprodukowanego już, niskobudżetowego odtwarzacza Harman/Kardon HD750.
I właściwie w takich praktykach nie ma nic dziwnego - niewielkie firmy w początkach CD (np. Meridian czy Marantz) korzystały z gotowych układów gigantów elektroniki, zmieniając najważniejsze elementy - zasilanie, wyjścia analogowe itp.
Podobnie i teraz, w przypadku odtwarzaczy uniwersalnych SACD/DVD-A królują np. napędy i układy Pioneera. Ale przypadek Initial CD jest dość skrajny. Zmieniono jedynie obudowę, gniazda RCA, a na wyjściu wymieniono kondensatory.
Cały układ umieszczono na jednej dużej płytce, zasilanej z niewielkiego trafka EI. Sercem układu jest przylutowany od spodu przetwornik Burr-Browna PCM1732 - kiedyś stosowany niemal wyłącznie w drogich urządzeniach, wraz z HD750 wkroczył na niższe pułapy. Warto wspomnieć, że był to pierwszy na świecie DAC ze zintegrowanym dekoderem HDCD.
YBA nie wspomina jednak o tym ani słowem. Ponieważ opłaty licencyjne za korzystanie z HDCD wiążą się z umieszczeniem loga na panelu przednim, więc najwyraźniej, Initial potrafi zdekodować płyty tego rodzaju, jednak nas o tym nie poinformuje.
Sygnał analogowy jest "obsługiwany" przez tranzystory, jednak zarówno one same, jak i elementy pasywne w żaden sposób nie przystają swoją jakością do tego poziomu cenowego.
Zmiany wprowadzone przez Yves-Bernarda dotyczą tylko wyjścia. Wymieniono elementy sprzęgające - pracują tutaj znakomite oporniki Dale (z logo YBA) oraz kondensatory ERO (Vishay-Roderstein). Zlikwidowano przy tym krótką łączówkę, doprowadzającą sygnał z płytki do wyjścia i wymieniono ją na firmowe, srebrne kabelki YBA typu solid-core. Szkoda, że podobnie nie zrobiono z wyjściem cyfrowym, gdzie łączówkę pozostawiono.
YBA INITIAL AMP
Ze wzmacniaczem zupełnie inna historia - to w całości autorskie opracowanie Yves-Bernarda André. Na ściance przedniej znajdziemy tylko dwa manipulatory: gałkę przełącznika wejść - do dyspozycji mamy sześć liniowych, przy czym jedno z nich można zamienić na gramofonowe, oraz gałkę siły głosu.
Wyłącznik sieciowy znajduje się z tyłu, przy gnieździe sieciowym IEC. Obok rządki porządnych, zakręcanych, złoconych gniazd RCA oraz pojedyncze, raczej popularne niż "wyczynowe" gniazda głośnikowe.
Układ elektroniczny zmontowano na jednej dużej płytce, zaś wejścia na drugiej. To tutaj montuje się opcjonalny moduł phono, jednak nie na wpinanej płytce, ponieważ elementy wlutowywane są bezpośrednio do płytki, tuż przy wejściu. I chociaż utrudnia to nieco upgrade - urządzenie trzeba odesłać do producenta - to jest to rozwiązanie najlepsze z możliwych.
Wejścia zmieniane są mechanicznym przełącznikiem wlutowanym tuż przy nich, po czym, firmowymi kabelkami solid-core, niestety dość długimi, docieramy do umieszczonego przy przedniej ściance, bardzo ładnego, hermetycznego potencjometru Noble.
Z układu wynika, że powinien on być umieszczony po prawej stronie, tam, gdzie jest selektor wejść, ponieważ przewody łączące poszczególne sekcje byłyby sporo krótsze. Być może jednak za tą decyzją stały jakieś powody, których nie znam.
Z potencjometru, znowu przewodami - do końcówek, które pracują bez lokalnego sprzężenia zwrotnego (ogólne SZ wynosi 20 dB), w układzie nazwanym Class Alpha, który - jak mówią materiały firmowe - działa jak klasa A, pobierając jednak tylko tyle prądu, ile w danej chwili potrzeba. Wygląda więc na to, że jest to klasa AB z dynamicznie zmieniającym się biasem - rzecz stosowana np. przez Krella.
Co ciekawe, chociaż do dyspozycji mamy tylko wejścia RCA, to cały układ - po potencjometrze - jest zbalansowany. Jest to "znak rozpoznawczy" YBA, z którym spotkamy się we wszystkich konstrukcjach tej firmy, nawet jeśli (jak np. w modelu Passion 600), mamy wejścia zbalansowane, to połączenia dokonywane są w formie niesymetrycznej. Układ jest przepięknie wykonany i oglądając go, cmokaniu nie ma końca.
Elementy bierne to niemal wyłącznie oporniki Dale, a kondensatory to polipropylenowe, polistyrenowe i bipolarne jednostki Vishay, Roderstein (ROE) oraz wspólny projekt Vishay-Roderstein: ERO.
Zasilacz jest równie ładny, a znajdziemy tam drogi transformator R-Core z osobnymi uzwojeniami wtórnymi nie tylko dla każdego z kanałów, ale i dla sekcji napięciowych (również dual-mono).
Filtrację napięcia zapewniają cztery kondensatory z logo YBA. Wygląda na to, że - poza długimi połączeniami - każdy szczegół został dopracowany, ponieważ nawet diody w prostowniku zostały odprzęgnięte dobrymi kondensatorami Vishay. Zobaczywszy pilota nie ucieszymy się jednak specjalnie, jest plastikowy i brzydki.
YBA INITIAL CD/AMP - odsłuch
Porównanie z protoplastą - tanim odtwarzaczem Harmana - ukazuje różnice na korzyść YBA INITIAL CD. Najwyraźniej zmiana obudowy oraz wymiana biernych elementów na wyjściu coś dały. Dźwięk jest lepiej poukładany, nigdy nie popada w krzykliwość.
Gdyby odtwarzacz YBA INITIAL CD kosztował około 3000 zł, trzeba by wówczas pochwalić ładną, równą barwę, może bez niskich zejść, ale tak "ustawioną", że słuchanie muzyki zawsze będzie sprawiało przyjemność. Niestety, urządzenie kosztuje dwa razy więcej i przy tej cenie nie da się nie zauważyć i wytknąć pewnych wad.
Przede wszystkim gładkość związana jest z ograniczeniem dynamiki. Gitara Deana Peera (Ucross, XLO XRGCD 0801, gold CD) nie była różnicowana i mocne klangi oraz spokojniejsze pasaże przekazywane były na tym samym poziomie, zarówno jeżeli chodzi o poziom dźwięku, jak i emocje.
Nawet tak "podkręcone" nagrania, jak te z przygotowanej przez Mobile Fidelity reedycji albumu "Plastic Ono Band" Johna Lennona (UDCD 761, gold CD) zabrzmiały spokojnie i "bezpiecznie". I to właśnie "bezpieczny" najlepiej określa dźwięk YBA INITIAL CD.
Ciekawy byłem, jak Initial zagra z płytami HDCD. Do porównania miałem te same nagrania z płyt HDCD, "regularne" CD oraz warstwę CD z płyt SACD (transfer jest do niej dokonywany w procesie zwanym Super Bit Mapping - Direct, dzięki któremu uzyskuje się dynamikę na poziomie 20 bitów, czyli taką jak z HDCD) - wszystko z firmy Opus3.
I, jak się okazuje, Initial dekoduje płyty HDCD, ponieważ to właśnie te wersje zagrały lepiej, z lepszą gradacją planów i wyraźniej rozseparowanymi instrumentami. Wciąż nie można było mówić o jakości na miarę ceny, jednak postęp w stosunku do zwykłych CD był wyraźny.
Wzmacniacz na tym tle jest objawieniem. Porównywany do bardzo dobrego Primare I30, pokazał bogatszą górę, dokładniej rysowaną fakturę instrumentów.
Z drugiej strony, nie miał tak dobrze nasyconej dolnej średnicy odpowiadającej za odbiór wielkości instrumentów oraz pewnej dawki naturalnej miękkości. Stawiając obydwa urządzenia obok siebie nietrudno dojść do wniosku, że prezentują one zbliżoną klasę, może z nieznacznym wskazaniem na YBA INITIAL CD, który potrafi dać część tej niesłychanej przezroczystości, jaką mogła się pochwalić bardzo dobra pod tym względem końcówka Passion 600 (testowana już w "Audio").
Znakomicie odbierzemy bas urządzenia, który był głęboki i mocny. Podobał się on przede wszystkim w nagraniach z akustycznymi instrumentami (kontrabas na płycie Madeleine Peyroux Careless Love - Rounder 11661-3192-2, CD). Również fortepian Ivo Pogorelicha z płyty Chopin. 4 Scherzi (Deutsche Grammophon, 439 947-, 4D CD) był perkusyjny, dokładny, ale i miał "flow" - płynął ukazując i technikę gry, i emocje.
Przy mocnym łojeniu dźwięk zależeć będzie od kolumn - jasne uwypuklą mocną górę YBA INITIAL CD, i zepsują cały efekt. Jeżeli natomiast znajdziemy coś dobrze poukładanego, a nawet lekko cieplejszego, wtedy wszystko będzie super.