W komplecie, oprócz samych słuchawek Hi-Fi Man RE-262, (ze stopu lekkich metali), dostajemy podwójne białe silikony w 2 rozmiarach (nie musimy już pchać sobie wielkich gumek do uszu, żeby je uszczelnić na przyzwoitym poziomie), plus klasyczne czarne w 3 rozmiarach, plus 10 siateczek, plus klips przytrzymujący przewody, plus baryłkę pozwalającą na regulację pod brodą, plus 3 przewody będące przedłużaczami i przejściówkami jednocześnie…
Amerykańska firma HeadDirect, stojąca za marką HiFiMan, to przykład zupełnie innego podejścia do wprowadzania nowego produktu na rynek. Przed rozpoczęciem produkcji każdy model jest testowany przynajmniej przez rok.
W tym czasie kolejne prototypy rozsyłane są do redakcji pism branżowych oraz, co jest największą ciekawostką, do ludzi z forów dyskusyjnych. Finalny produkt stanowi więc wypadkową opinii klientów i inżynierów.
A co z tymi wszystkimi kabelkami? Otóż te maleństwa mają zbalansowane okablowanie! Kabel pierwszy - to "zwykły" czteropinowy przedłużacz (posiadacze zbalansowanych wzmacniaczy cieszcie się!).
Drugi - to przejściówka na trójpinowy wtyk do wszelkiej maści sprzętu przenośnego (komórki, iPody itp.); a trzeci - trójpinowiec (to dopiero unikat) ma zamienione kanały L/R na R/L.
Po co taka kombinacja? Wkładki można wkładać tradycyjnie kablem w dół, lub zawijając go za ucho - i wtedy lewy przetwornik lepiej układa się wewnątrz prawego ucha, co wymaga zamiany kanałów miejscami.
Hi-Fi Man RE-262, jako jedyne, potrafią stworzyć scenę wychodzącą poza głowę. Do tego brzmią naturalnie i neutralnie. Bas nie dudni, góra jest szczegółowa, ale i bez grama efekciarstwa.
Środek płynny, plastyczny, momentami zniewalający. I nie męczą przez całe godziny. Dla mnie to czarny koń tego testu.
Waldemar (Pegaz) Nowak