Producent szczodrze wyposażył słuchawki AKG Q460 w elementy dodatkowe. Po pierwsze, przewód sygnałowy jest wpinany, co umożliwia jego łatwą wymianę w przypadku uszkodzenia. Po drugie, na przewodzie znajduje się mikroskopijny pilot ("głośniej/ciszej", wybór utworów "pauza/do przodu/ do tyłu") i mikrofon kompatybilny z produktami firmy Apple.
Po trzecie, dostajemy również o połowę krótszy, typowo stereofoniczny przewód (trójpinowy). Po czwarte i piąte, przejściówki: na 6.3 mm (co w zasadzie obowiązkowe), a także (co unikalne w tym teście), na mikro-jack 2.5 mm.
Po szóste, sztywne etui transportowe z wewnętrznymi kieszonkami na drobiazgi takie jak karty pamięci. Model dostępny jest w trzech wersjach kolorystycznych, z czego limonkowa zieleń jest chyba najbardziej odjechana.
Kilka słów o eksploatacji: jednostronnie podłączany przewód nie szura, konstrukcja jest wygodna, mięciutkie muszle dobrze przylegają i - co ważne dla niektórych z nas - nie gniotą okularów.
Bas na początku wydaje się nieco ograniczony (na tle pozostałych modeli), ale nie ułomny. Z upływem czasu, być może z powodu "wygrzania", wzmocnił się.
Dźwięk AKG Q460 jest spójny, nic nie próbuje się wyrywać przed szereg ani na boki. Rozdzielczość i przestrzeń nie są spektakularne. Mimo że temu brzmieniu brakuje nieco wyrafinowania, to cała propozycja tworzy sensowny kompromis pomiędzy mobilnością - wielkością - komfortem - jakością dźwięku - wyglądem - ceną.
Wypożyczanie nazwisk różnych celebrytów dla potrzeb podniesienia prestiżu produktów nie jest niczym nowym. Jeśli więc zaufamy jednemu z producentów wszech czasów, że wiedział, co słyszy (w wieku 77 lat… więc można mieć co do tego pewne wątpliwości), to znaleźliśmy fajne słuchawki.
AKG Q460 to fajne słuchawki przede wszystkim… nie męczą. Ani swoją konstrukcją, ani tym bardziej dźwiękiem, który - mimo że nie jest "super"- to może i dlatego okazuje się doskonały na dłuższą metę, nie ubijając nam mózgu na kogel-mogel.
Waldemar (Pegaz) Nowak