Lata lecą, mody mijają, a David Gray wciąż pozostaje tym samym smutnym chłopakiem z Manchesteru. Z nikim się nie ściga, nie walczy o popularność, nie stawia na regularność, nie ma ciśnienia, by przypominać się mediom.
A jednak. Wystarczyło, by po czterech latach od premiery "Founding" David Gray wypuścił nowy krążek, aby słuchacze znów go pokochali. Dowodem niech będzie popularność singla "Back In The World" - nie wierzę, że go nie słyszeliście.
Zastanawiałem się nad przyczyną popularności Davida i odnajduję ją właśnie w tej normalności, zwyczajności. Grey ani na moment - czy to jako autor muzyki i tekstów, czy jako artysta prężący się do zdjęć podczas sesji, nie zgrywa oddalonego od rzeczywistości artysty.
David Gray to człowiek dokładnie taki jak my, bliski słuchaczowi. Z melancholią śpiewający o miłości, cierpieniu, życiu rodzinnym, wspomnieniach pięknych chwil...Wszystko to czyni przy pomocy prostych słów i subtelnego, nieco zawieszonego głosu oraz swobodnych, delikatnych aranżacji.
W piosenkach Davida dominują dźwięki pianina, pojedyncze, spokojne, kojące. Czasami wspomaga je gitara akustyczna, podana trochę w duchu Bon Iver. Do tego autor dorzuca mnóstwo ozdobników: czy to skrzypce, czy brzmienia mandoliny, a także subtelnie okładanej perkusji. Ten przepis obowiązuje przez wszystkie kawałki zgromadzone na "Mutineers", stąd trudno mi wyróżnić jedną konkretną.
Polecę więc najnowszy krążek Davida Greya w całości. Wszyscy fani popu podszytego folkiem będą wręcz wniebowzięci, a i pozostali ucieszą się jego lekkością.
Jurek Gibadło
Mystic