Tym albumem gitarzysta, kompozytor, autor tekstów i producent Ry Cooder kończy swą kalifornijską trylogię.Pierwszy album "Chavez Ravine" opowiadał o dzielnicy Los Angeles zamieszkałej przez meksykańskich imigrantów, o miejscu, które zniknęło, bo postawiono tu stadion. Druga płyta "My Name Is Buddy" opowiadała o braku solidarności i jedności we współczesnym świecie. "I, Flathead" to opowieść o powojennej młodzieży, outsiderach szukających spełnienia w wyścigach samochodowych. Tytułowy flathead to silnik forda z płaską głowicą osiągający ogromną moc.
Ry Cooder jest geniuszem potrafiącym przenieść słuchaczy w czasie o kilkadziesiąt lat. Udało mu się z "Buena Vista Social Club" i "Chavez Ravine", teraz podsumował swoje poszukiwania starego brzmienia na tej płycie. Chłopiec, który w wieku czterech lat uczył się grać na gitarze, a kiedy cztery lata później usłyszał Johnny`ego Casha, postanowił zostać muzykiem, jest dziś jednym z najciekawszych twórców i znakomitych gitarzystów.
Ta płyta opowiada historię, którą Cooder spisał w książce i ułożył słowa piosenek. Opowiada je wyimaginowany bohater Kash Buk czasem radosny, to znowu zafrasowany, nostalgiczny i refleksyjny. Znakomite są kompozycje, melodyjne, łatwo wpadające w ucho. Po kilku przesłuchaniach będziemy je nucić. Zespół zebrał znakomity, więc nie będziemy się przy tej płycie nudzić. A jednak to album dla koneserów. Ci docenią wyrafinowane brzmienia.
Marek Dusza
NONESUCH/WARNER MUSIC