Od dziesięciu lat kwartet saksofonisty Branforda Marsalisa gra w niezmienionym składzie. - Staram się nie mówić im, o co mi chodzi w muzyce. Wystarczy, że na siebie popatrzymy - twierdzi lider. Co ciekawe, perkusista Jeff "Tain" Watts czuje się w kwartecie tak, jakby to była jego własna grupa. Natomiast pianista Joey Calderazzo uważa, że trzymają ich razem nieustanne zmiany w muzyce. Ostatnio nie zauważyłem żadnych zmian, przynajmniej od poprzedniej płyty "Braggtown" i koncertu w Warszawie.
Branford Marsalis trzyma się mocno obranego kursu, który wywodzi się bezpośrednio z nurtu postcoltrane’owskiego. Oczywiście ma własne, charakterystyczne brzmienie, ale żarliwość w jego improwizacjach zawsze kojarzy mi się z Coltrane- `em. Grając "Rhythm-A-Ning" Monka wprowadza pewne modyfikacje, jak zmiany tempa, ale pozostaje saksofonistą tradycyjnym. Dobrze, że więcej miejsca poświęca kompozycjom swoich zdolnych muzyków. Bardzo podoba mi się nabierająca tempa kompozycja Calderazzo "The Blossom of Parting". Bardzo doby album, ale bez zachwytów.
Marek Dusza
MARSALIS MUSIC/UNIVERSAL