Brawa dla pomysłodawcy, który nagrał ten klubowy występ w Arizonie. Steve Gadd słynie z zagrzewania do gry hipnotycznym podkładem perkusyjnym, docenianym zarówno w kręgach jazzowych (Chick Corea), jak i rockowych (Paul Simon).
Swinguje jak przysłowiowy szwajcarski zegarek, trudno też dorównać mu w kreacji mięsistego funky czy latynoskich polirytmii. Na ten występ zaprosił dynamicznego organistę (i trębacza) - Joeya DeFrancesco, zwinnego saksofonistę barytonowego - Ronniego Cubera, oraz uniwersalnego gitarzystę Paula Bollenbacka.
DeFrancesco i Bollenback współpracują ze sobą od lat, ale chyba za sprawą katalitycznego oddziaływania Gadda, zagrali na maksimum swych możliwości. Nie chodzi tu nawet o wspaniałe popisy techniczne, choć DeFrancesco wydaje się być pierwszym asem organów, ale o absolutnie perfekcyjne zgranie, zniewalający swing i komplementarne oddziaływanie. Pozwala to saksofonowi Cubera być dosłownie niesionym tym niezwykłym falowaniem rytmicznym.
Czujna publiczność kwituje pięciogwiazdkowe popisy gorącymi owacjami, co dalej dopinguje do formułowania coraz gorętszych solówek: co za wersja "Them Changes"! Steve Gadd rzadko bywa liderem, a powinien częściej. Niepotrzebne bonusy z piosenkami.
Cezary Gumiński
CHALLENGE / MULTIKULTI