Z płyt nominowanych do Grammy w kategorii Best Jazz Vocal Album, najbardziej podoba mi się dzieło amerykańskiej wokalistki Tierney Sutton. To szósta z rzędu nominacja dla jej płyty po: "Paris Sessions" (2013) i "After Blue" (2014), na której w fascynującym stylu zaśpiewała piosenki ze słynnego albumu Joni Mitchell "Blue".
Słuchając jej, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oto w Los Angeles żyje artystka, która potrafi przetworzyć znany materiał tak intrygująco, że otrzymuje nowy wymiar i wyraźne piętno talentu Sutton. Warto wspomnieć, że jej uczennicą była Gretchen Parlato, co słychać na jej płytach.
Teraz Tierney Sutton sięgnęła po bardziej wymagający repertuar, bo artysty oryginalnego i tak charakterystycznego, że słuchając jego piosenek w innych interpretacjach, trudno oprzeć się wrażeniu, że nikt mu nie dorówna. Ba, w uszach dźwięczy wysoki ton jego głosu i maniera wykonawcza.
Już wstęp do piosenki "Driven To Tears" spowodował, że otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia: toż to otwarcie tematem "So What" Milesa Davisa. Chwilę potem szczęka opadła mi ze zdziwienia, bo nastrojowy wstęp został zburzony mocnym uderzeniem w bębny i popłynęła jazzowa wersja przeboju Stinga śpiewana w natchnionym stylu przez Tierney Sutton. Każda z piosenek, a jest ich 14, zasługuje na zasłuchanie.
Marek Dusza
BFM JAZZ