Nowatorzy rzadko zyskują taki rozgłos, by mogli sprzedawać dużo płyt czy dostawać prestiżowe nagrody. Wśród wokalistów jazzowych sprawa jest prosta - najlepszy jest Kurt Elling. A pozostali, nawet jeśli potrafią przykuć uwagę wymagających słuchaczy i zdobywają pochwały krytyków, to śpiewają w klubach.
Szczęśliwie szef ECM Records, Manfred Eicher, zaprosił do współpracy swojego rodaka mieszkającego w Nowym Jorku - Theo Bleckmana. Zaśpiewał najpierw na dwóch płytach performerki Meredith Monk, a następnie na albumie pianistki Julii Hulsmann. Teraz, w wieku 50 lat, debiutuje w ECM-ie płytą "Elegy".
Theo Bleckmann był w młodości łyżwiarzem figurowym, śpiewał w chórze, uczył się muzyki, ale dopiero wyjazd na warsztaty wokalne z Sheilą Jordan do Nowego Jorku uczynił z niego poszukującego śpiewaka. Oryginalnym stylem zwrócił uwagę sław, jak Steve Coleman, Dave Douglas i Laurie Anderson, z którymi występował.
Duety z gitarzystą Benem Monderem doprowadziły go do autorskiego projektu, którego program słyszymy na płycie "Elegy". Oprócz Mondera towarzyszy mu pianista Shai Maestro i sekcja rytmiczna. Obok intrygujących utworów z tekstami, znalazły się wokalizy Theo, w których zadziwia wyobraźnią tworząc tajemniczy nastrój. To najlepszy album wokalny, jaki ostatnio słyszałem.
Marek Dusza
ECM/UNIVERSAL