Zanim Jeff Goldblum zdobył sławę w Hollywood, dorabiał jako pianista w restauracjach i barach rodzimego Pittsburga. W przerwach pomiędzy pracą przy kolejnych filmach także grał, choć raczej dla przyjemności.
Dopiero ostatnio, kiedy za sprawą Michaela Buble powróciła moda na orkiestrowy pop-jazz, postanowił założyć swój band The Mildred Snitzer Orchestra i nie tylko koncertować w ekskluzywnych miejscach Los Angeles i Las Vegas, gdzie publiczność przyciąga magia jego nazwiska i osobowości, ale także nagrywać płyty.
Oto drugi po doskonałym "The Capitol Studios Sessions" album aktora-pianisty-bandleadera. Nie zdziwiłbym się, gdyby okładkowe zdjęcie Jeffa Goldbluma przy małym fortepianie stojącym na podeście pływającym w basenie, było zrobione na terenie jego posiadłości.
Pianista ma doskonałe wyczucie, co podoba się publiczności, i dlatego jego albumów słucham dla przyjemności i zabawy, bo świetnie nadają się na towarzyskie spotkanie. Gdyby ktoś chciał, można potańczyć.
Co prawda bardziej podobają mi się organy Hammonda Joe Bagga niż fortepian Jeffa Goldbluma, ale jak to w orkiestrze, każdy solista ma swoje pięć minut. Zachwycają wokaliści: Gregory Potter, Fiona Apple, Anna Calvi i Sharon Van Etten. Świetną aranżację tematu "The Thill is Gone" zepsuła zanadto wyluzowana Milley Cyrus.
Marek Dusza
Decca/Universal