Meandry

Gdyński Dr. Hackenbush był swego czasu znaną w całej Polsce kapelą, która woziła się na trasach z TSA czy Lombardem. Teraz bardziej cywilizowana odsłona Dr. Huckenbusha prezentuje nam swój nowy singiel - "Meandry".

Żeby mieć pewność, kogo krążek recenzuję, grzebałem kilka godzin w Internecie, by w końcu... znaleźć sprzeczne informacje. No ale okay, przyjmijmy, że okładka singla "Meandry" nie jest kolejną grą zespołu w kotka i myszkę z publiką i faktycznie mamy do czynienia z wydawnictwem Dr. Hackenbusha.

Jako się rzekło, "Meandry" to singiel będący następcą wydanej w grudniu 2010 roku "Córki Generała". Trio Rdułtowski, Jankowski, Szmidt, które w bandzie przez "u" pisanym powróciło na scenę w 2005 roku, nagrało kilka płyt z repertuarem, w którym "kurwa" i "chuj" dźwięczą w lirykach tak często, jak "love" u Beatlesów, w 2009 postanowiło przypomnieć o sobie muzyką nieco mniej agresywną i pod szyldem z literką "a" wydało wspomnianą "Córkę".

Jedyny, tytułowy numer może zaskoczyć - pozytywnie! - słuchaczy Dr. Hackenbusha. To sympatyczny, utrzymany w średnim tempie kawałek, trochę sentymentalny, romantyczny. Andrzej Rdułtowski sprawnie ryzuje obraz faceta tęskniącego za swoją drugą połówką, myślącego o niej nocą, czekającego na rozmowę przez telefon. Tych kilka myśli i słów potrafi osłodzić nam życie i sprawić, że świat staje się piękniejszy. Znamy to skądś, no nie?:)

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, dostajemy od gdynian charakterystyczne mocne brzmienie, które świetnie ubarwiają organy Hammonda. We zwrotce dominuje delikatna melodia, która przeradza się w nośny refren okraszony brudną gitarą. Ciężko się od niego oderwać, serio serio!

Czy to zapowiedź większej płyty? W momencie pisania recenzji jeszcze tego nie wiem, ale jeśli tak, to z niecierpliwością na nią czekam.

Jurek Gibadło
Solition