Dwa ostatnie albumy The National ("Boxer" z 2007 roku i "High Violet" z 2010 roku) odbiły się szerokim echem i wprowadziły grupę z Cincinnati do grona współczesnych klasyków melancholii. Tym razem muzycy postanowili wpuścić do swoich piosenek więcej światła.
Nie są to zmiany rewolucyjne, ale i tak różnica jest znacząca. Tak sami mówią, postawili na prostotę, na bardziej ludzkie podejście do brzmienia i melodyki.
Komponując, The National inspirowali się twórczością Roya Orbisona, co nieco zapożyczyli od duetu Simon & Garfunkel, wciąż czytelne są odniesienia do Joy Division. Z drugiej strony w wielu utworach muzycy stosują nietypowe metrum, tworzą dość skomplikowaną strukturę rytmiczną. Pojawiły się też bardziej zadziorne kompozycje, jak "Don't Swallow The Cap", "Graceless" i "Demons". Największe wrażenie robią jednak smutasy w rodzaju "Fireproof", "I Need My Girl" czy "Heavenfaced".
Grzegorz Dusza
4AD / SONIC