Kiedy w 2012 roku wydali swój debiutancki album "Studio 180", magazyn NME uznał ich za największą brytyjską nadzieję roku. Nie pomylił się ani trochę.
Londyński Palma Violets buduje swoją karierę niczym stare punkowe zespoły. Sławę zdobywał grając w klubach, których ściany wręcz trzeszczały od ich hałaśliwej muzyki. Na płycie brzmią równie dziko, młodzieńczo i bardzo rock`n`rollowo. W ich piosenkach pobrzmiewają echa garażowego rocka lat 60. i punku końca lat 70.
Obok gitar ważną rolę grają prymitywnie brzmiące klawisze. Piosenki napędza surowy rytm perkusji. Partie wokalne w wielu momentach przypominają The Clash z pierwszej płyty. Tak jest choćby w "Girl, You Couldn`t Do Much Better On The Beach" i "Secrets of America". Coś z brudnej estetyki Sex Pistols mamy w "Coming Over to My Place", Dead Kennedys w "Hollywood (I Got It)", a The Libertines w "The Jacket Song".
Często w radiu można usłyszeć piosenkę "Danger in the Club", która opiera się na riffie bardzo podobnym do "Pasażera" Iggy`ego Popa. Muzyka Palma Violets działa bardziej pobudzająco niż napój energetyzujący.
Cezary Gumński
ROUGH TRADE/SONIC