Na przełomie lat 80. i 90. narodził się w Wielkiej Brytanii styl nazwany shoegaze, a to ze względu na to, że gitarzyści stosując podłogowe efekty mieli pochylone głowy, co wyglądało, jakby wpatrywali się w woje buty.
Jedną z gwiazd tamtych czasów stali się Slowdive - grupa, na czele której stali wokaliści Neil Halstead i Rachell Goswell. Początkowo ich nagrania brzmiały jak kopie The Jesus And Mery Chain, Sonic Youth i Coctau Twins, ale z czasem wypracowali własne brzmienie. Jego cechą charakterystyczną była ściana gitarowych rzężących dźwięków, którym towarzyszyły schowane z tyłu romantyczne wokale i urokliwe melodie.
Ich najnowsze dzieło jest powrotem do tamtej epoki. Kiedy słucha się "Slowdive", to jakby czas zatrzymał się w miejscu. Hałas przenika się tu z ciszą, brutalność z delikatnością, realizm z romantyzmem. Slovdive potrafią pisać ujmujące melodie i przyozdobić je całą gamą gitarowych i klawiszowych barw.
Teraz, w głównej mierze za sprawą The xx, znów jest moda na takie granie, ale - jak wspominają - przyczyną zawieszenia działalności przeszło ćwierć wieku temu były puste sale na ich występach. Historia zatoczyła koło.
Grzegorz Dusza
DEAD OCEANS/PIAS